Alkohol towarzyszy nam całe życie. Od pępkówki tradycyjnie wstawianej zaraz po potwierdzeniu ciąży, przez urodziny, imieniny, przyjęcia, imprezy, śluby aż do kieliszka za wieczny odpoczynek na pogrzebach. Bo na swoim już nie będziemy mieli okazji go wypić. Niestety nie ma w tym nic dobrego.
W alkoholu ogólnie, a nie w tym, że się go nie napijemy po śmierci.
Alkohol w kulturze
Jest to znana ludzkości od tysięcy lat, najbardziej zakorzeniona w kulturze i historii używka. Z łatwością można go wyprodukować, nawet może się to zdarzyć zupełnie nieświadomie. Większość osób zapewne widziała fermentację wina, a niektórzy mieli ten zaszczyt zobaczyć proces destylacji. W starożytności był na tyle ważnym elementem życia, że doczekał się własnego boga. W aktualnych religiach musi zadowolić się pozycją niezbędnego rekwizytu.
Alkohol szkodzi
Nie odbiegając od tematu, jest to jedna z najbardziej szkodliwych używek. Oczywiście istnieją krokodyle czy inne mocarze, jednak nie będziemy mówić o marginesie dla zwolenników mocnych wrażeń. Oni są pogardzani z zasady, podczas gdy alkohol pozostaje bez winy. Posłużę się przykładem.

Hipsterski Maoizm - żarty o polityce i o wódce.
Jakiś czas temu spędzałem noc u znajomej. Zawsze spędzanie nocy u kogoś w domu jest stresujące. Ten sam rodzaj stresu, co niepewność kto odbierze dzwoniąc na telefon stacjonarnym. Więc siedzę sobie spokojnie i ziszcza się jeden z najgorszych scenariuszy — jej ojciec przychodzi ze mną pogadać. Przy czym trochę przekłamałem w tamtym zdaniu, bo raczej wtoczył się i nie pogadać, a napić się ze mną. Nie bardzo miałem ochotę, o czym nie omieszkałem poinformować, ale trafiłem na wytrwałego przeciwnika. No i powstał impas, gospodarzowi przecież nie mogę sprzedać kontrolnego liścia. Takiego na otrzeźwienie.
Na szczęście uzyskałem wsparcie, w postaci całej rodziny przekonującej go, żeby mi dał spokój. Po długich bojach, użalaniu się nad swym marnym losem, wyrzutach i szantażach psychicznych w końcu odpuścił. Namawianie mnie, bo picie to potrafił kontynuować samemu. Zanim jednak to się stało, musiał najpierw przemieścić się do innego pokoju. Po drodze przewracając się, rozbijając naczynia i strasznie hałasując w środku nocy. Chwilę później przerażony usłyszałem, jak otwiera samochód, ale koleżanka mnie uspokoiła. Nigdzie nie będzie nigdzie jechał, tylko włącza muzykę pod wódeczkę. Była to jedna z najbardziej niezręcznych sytuacji, w jakich miałem okazję brać udział. Jako dorosły mężczyzna z innej bajki czułem się tam bezradny. Jednak to nie było najgorsze.
Najgorsze było zachowanie reszty rodziny, następnego dnia podczas śniadania. Nie znalazła się ani jedna osoba, która by potępiła jego wczorajsze zachowanie, zwróciła uwagę, bądź w jakikolwiek sposób dała znać, że to jest not cool. Bagatelizowanie, usprawiedliwianie, czy wyrozumiałe klepanie po główce. Ululał się biedaczek i szalał. We mnie się ciągle gotowało po wczoraj i miałem ochotę wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo mnie zirytował, w jakiej strasznej sytuacji stawia swoją rodzinę i dla zwiększenia skuteczności przesłania poprawić pięścią.
Nie zrobiłem jednak tego, nie była to moja sprawa.
Alkohol w Polsce
Nie ma na świecie drugiego tak bardzo identyfikującego się z piciem narodu. Rosjanie depczą nam po piętach, ale z powodu dumy narodowej, nie pozwalamy sobie odebrać nam prymu nawet w tak zawstydzającej dziedzinie. Jeśli chodzi o wymyślanie pretekstów do picia, to jesteśmy w tym lepsi niż Macierewicz w wymyślaniu teorii smoleńskich. Zresztą czy w innym kraju mogły powstać takie filmy jak „Pod mocnym aniołem”, albo „wszyscy jesteśmy chrystusami”?

–Panie Ferdku, wódka za mną chodzi od rana.
–A za mną od wczoraj.
Przychodząc na sylwestra, oczywistym jest że przy wejściu pokazujemy szklany bilet. Chrzciny? No proszę, przecież to zdrowie dziecka trzeba wypić. W wigilię się nie napić? Co to za święta. Samo słowo szwagier kojarzy się nierozłącznie z wódką. I z wąsem. Okazji nie ma? Zawsze można wytoczyć ciężkie działa „ze mną się nie napijesz?”, a w najgorszym przypadku broń ostateczną „ja stawiam”. I tak leci drin za drinem, drina goni kolejny drin.
Taki już spadek po PRL, gdzie dochody z akcyzy stanowiły kilkanaście procent wpływu do budżetu kraju. Nie było towarów w sklepie, więc ludzie wydawali na wódkę więcej niż na mięso, czy ubrania. Zresztą zapytajcie rodziców, albo starszych znajomych jak wyglądała wtedy praca i dlaczego połówki to małe butelki. Wojsko, milicja, uczelnie, kopalnie, fabryki, wszystko. W filmie Miś jest taka scena, w której główny bohater popędza robotników do pracy, a oni na to „Panie, daj skończyć śniadanie” i rozlewają flaszkę.
Taką mamy bogatą tradycję alkoholową, a nawet się kurwa nie można się napić piwka na ulicy. No cóż dura lex, sed lex.
