Czyli na jakie warunki można liczyć mieszkając w namiocie na całkowitym spontanie.
Początkowo planowaliśmy spędzać noce w namiocie podczas podróży, a na miejscu wynająć kwaterę. Jednak warunki nie były zbyt sprzyjające i postanowiliśmy pierwszą noc na miejscu również spędzić w namiocie. W poprzednim poście opisałem, jakie rodaczka polecała nam miejsce, w którym moglibyśmy się rozbić.

Kościółek opuszczony jest, polanka za nim również, widok przepiękny, niedaleko zejście na plażę…

Taka konstrukcja na plaży? Być może była płatna, być może należała do baru nieopodal, jednak podczas kilku dni jej używania nikt nam nie powiedział ani słowa.
Zonk
Zbyt pięknie, żeby było prawdziwie. Nie znaleźliśmy tego miejsca pierwszego dnia, zamiast tego rozbiliśmy się na głównej plaży. Akurat na podwyższeniu było trochę trawy, do tego od dwóch stron odsłonięci od wiatru i wzroku ludzkiego.
Śledzi nie będziemy wbijać, przecież to tylko jedna noc, a i ziemia strasznie kamienista.

Jakby ktoś miał zamiar odwiedzać Senj, to brać namiot i rozbijać się tutaj. Jest dobrze.

W namiocie wstaje się wraz z wschodem słońca. Koło 7–8 rano plaża była pusta i wtedy też było najładniej.
Najbardziej obawiałem się dwóch rzeczy — warunków sanitarnych i zostania okradzionym. Jeśli chodzi o drugie, to podczas dnia rozbijali się tam stale ci sami ludzie biernie pilnując naszego namiotu, a wieczorem nie było go widać. Powiedzenie pod latarnią najciemniej sprawdziło się w naszym przypadku w 100%. Jeśli zaś chodzi o warunki sanitarne, to niedaleko był parking kamperów, wraz z zapleczem sanitarnym. I jego strażnikiem, Grubym.

Gruby na posterunku. W siatce trzymał browary, a po ciężkim dniu pracy pakował brzuch na taczkę i majestatycznym krokiem odjeżdżał.
Gruby
Silny jak lew, szybki jak gazela, bystry jak woda w klozecie i gruby jak piątkowy melanż. Szybko poznał się na nas i postanowił ukrócić nasz proceder nielegalnego oddawania moczu. Na szczęście musiał czasem sypiać, więc wcześnie rano i późno wieczorem mogliśmy korzystać z całego dobrodziejstwa inwentarza bez żadnych reperkusji. A warunki były tam dość polowe.
Wynik wojny pomiędzy oszczędnością wody w spłuczce, a akceptowaniu niespłukiwalnych klocków był jednoznaczny. Podłoga cała mokra niczym w aqua parku, a prysznice wyposażone w najbardziej obrzydliwy rodzaj klejącej się do ciała zasłonki. Gorzej nawet niż w akademiku.
Ostatecznie spędziliśmy wszystkie noce w namiocie. Mieliśmy sporo czasu i możliwości, aby rozkoszować się atmosferą tej urokliwej krainy, o czym w kolejnych postach.

Zdjęcie kota zawsze spoko, dlatego zdjąłem go z parapetu i zrobiłem zdjęcie.