O co można zapytać się osobę wracającą z obcego kraju? Najciekawsze są informacje dotyczące jedzenia, picia, tudzież innych hedonistycznych zachowań. Wszak człowiek to zwierzę. Dziś o tym pierwszym.
Całe to jedzenie pochodzi z restauracji Gajeta, która to znajdowała się 25 metrów od naszego namiotu. Raz tylko popełniliśmy błąd i zjedliśmy gdzie indziej.
Zjadłem dużo owoców morza, sporą część próbowałem po raz pierwszy, nie ma się czego bać. Jeżeli nie myślisz o tych wszystkich narządach wewnętrznych, wydzielanym przez nie śluzie, ani nie przeszkadza ci kruszenie zębami kręgosłupów czy wydłubywanie z przestrzeni pomiędzy nimi odpowiednika układu nerwowego ostryg, to dasz sobie radę.

Na start talerz mięsny. Moje pierwsze skojarzenie jeżeli chodzi o bałkańską kuchnię — mięcho z cebulą i ajwarem, nie zawiodłem się. Było sporo, było smacznie.

Jak będąc nad morzem można nie spróbować różnych pływających i płetwiastych skubańców? Tutaj sardynki, kruche mięso, chrupiące kręgosłupy. Dopiero przy ostatniej zorientowałem się, że można je bezproblemowo usunąć i nie trzeba ich jeść :<

Filet z łososia. Cóż tu można powiedzieć, łosoś jest smaczny. Precyzując łosoś i tuńczyk to nadryby jeśli chodzi o smakowitość.

Oto nasz błąd. Gołabki, tzn.owoce morza w sosie pomidorowym z ryżem. I jeszcze kelner mówił, że to specjalność zakładu, nie chce wiedzieć jak smakują ich niespecjalności. 100 zł za 3 krewetki i parę małży.

Kalmary smażone. W kształcie krążków, gdyż to ich głowy pokrojone w plasterki. Chrupiące i średnie, gdzie im tam do kalmarów po ziębowsku. Zresztą jedząc kalmary zawsze mam przed oczami jakie one są obrzydliwe z twarzy.

Spaghetti z krewetkami. Z tego połączenia nie może wyjść nic złego.

Spaghetti z owocami morza, czyli kompilacja pływającego paskudztwa. Najlepsza rzecz jaką tam jadłem.

Grillowana ośmiornica, w tle #jacyśludzie. Wcale nie gumowata, po prostu niesmaczna. Raczej nigdy więcej nie zamówię, choć tak fajnie odpadały przyssawki od macek po przejechaniu sztućcem.

Wszystko to popite wodą mineralną z limitowanej edycji Paulo Coelho. Z cytatami pod nakrętką.

Malutki dodatek. Te po lewej to najlepsze ciastka ever. Zbożowe, czekoladowe, zajebiste. Tych po prawej nie próbowałem, bo nie dałbym rady włożyć Domacica.
«< Chorwacja Autostopem #3 — Melina