Byłem ostatnio na nowym filmie Tarantina — Nienawistna ósemka i spotkało mnie coś strasznego. Nie był to słaby film — to już po reżyserze wiadomo, ale w kinie czyha na nas mnóstwo innych niebezpieczeństw. A co jedno, to gorsze.

Samuel L. Jackson to coś dobrego, co nas może spotkać w kinie.
Kino jak wiadomo wiąże się z kontaktem, z innymi ludźmi. Inaczej sprawa wygląda, gdy na przykład wybierasz się w środku tygodnia, koło południa na bajkę. Wtedy co najwyżej przyjdzie ktoś zobaczyć, czy nie robicie czegoś niestosownego. Ogólnie to średnio przepadam za oglądaniem filmów. Jakoś sam fakt, że będę musiał przesiedzieć kilka godzin w miejscu jedynie patrząc w ekran działa na mnie odstraszająco. Co prawda czasem zdarza mi się przesiedzieć pół dnia oglądając seriale, ale to działa inaczej. Nie wiem jak, ale inaczej.
Czasem jednak zdarzy się film, który chciałbym zobaczyć w kinie. Bo jak już zorganizuję całą wyprawę, to o wiele łatwiej i przyjemniej oglądać. Przynajmniej w teorii, bo w tym miejscu wchodzą do gry inni ludzie, którzy mogą nam ten rytuał zaburzyć. Tak też było w tym przypadku.
Co złego może nas spotkać w kinie:
Suaby film
Niewiele jest filmów, które mi się bardzo podobały, więc do kina nie chodzę zbyt często. A jeżeli już to idę albo na film Tarantina, albo na coś głośnego, albo na bajeczkę. Animacje są zazwyczaj zabawne, przyjemnie się je ogląda i dubbing jest genialny. Szczególnie jeżeli mamy do czynienia z czymś Pixara.
Albo wybierzesz film z lektorem zamiast napisów, do tego jeszcze w 3D. Najgorzej.
Pierwsza randka
Dokładniej nasza pierwsza randka. Nie ma gorszego miejsca na pierwsze spotkania niż kino. Ani nie porozmawiacie, ani się nie poznacie, ani nic. Powinno się odwiedzić jakieś miejsce, gdzie można nową osobę poznać, wymienić się poglądami, porozmawiać, bądź przeżyć coś nietypowego.

Photo credit: Leo Hidalgo (@yompyz) via Foter.com / CC BY-NC
Jedzący ludzie
Zakupy w supermarkecie przed wizytą w kinie porównałbym z piciem sklepowego alkoholu przed/podczas wizyty w klubie. Teoretycznie bogaci nie musieliby tego robić, ale pewnie też to robią, bo skoro są bogaci, to raczej nie są głupi. Skoro też ludzie mają do dyspozycji cały asortyment produktów, mogą wybrać najbardziej chrupiące lub ciamkające, pozawijane w szeleszczące papierki maszkiety, a do tego koniecznie gazowane napoje w puszkach, takie trochę bardziej gorzkie.
Nie jest to przyjemne, gdy nałogowi pożeracze siedzą niedaleko Ciebie, jednak w większości przypadków nie przeszkadza to aż tak bardzo. No chyba, że ktoś żuje gumę nad Twoim uchem.
Komentujący ludzie
Nie wiem skąd się bierze przeświadczenie, że jeżeli rzucimy w kinie głośno komentarzem, czy żartem, to jesteśmy fajni. Bo nie jesteśmy. Zazwyczaj jest to jakiś straszny suchar i jest mi wstyd. Tzn. ja tego nie robię, jest mi wstyd za tych ludzi, przed resztą społeczeństwa.
Na szczęście niezbyt często się to zdarza.
Dzwoniące telefony
Niewyłączenie dźwięku przed seansem jest buractwem. Odbieranie telefonu podczas seansu jest zbiorem buraków z hektara.
Wysocy ludzie
Tacy co zasłaniają ekran. Od kiedy przekroczyłem 1.30 nie zaobserwowałem więcej tego problemu, bo prócz dodatkowych centymetrów mojego wzrostu, również kina wyglądają trochę inaczej. Fotele ustawione są na równi pochyłej i żeby ktoś zasłaniał Tobie ekran głową, musiałby być między wami jakiś metr różnicy wzrostu.
W dodatku zawsze możesz się przesiąść.

Marzenie.
Photo credit: Biblioteca de Arte-Fundação Calouste Gulbenkian via Foter.com / CC BY-NC-ND
Ludzie zajmujący Twoje miejsce
No właśnie, przesiadanie się. Najgorsza rzecz. Przychodzisz sobie do kina punktualnie, ledwo 10 minut po rozpoczęciu seansu. Reklamy jeszcze trwają, ale już po ich półmetku. Na sali ciemno, patrzysz w bilet, aby po raz kolejny sprawdzić miejsca i idziesz. Przeskakujesz kolejne schodki (miejsce w pierwszych rzędach ssą) licząc rzędy. Już zbliżasz się do swojego miejsca, już wyobrażasz sobie wgniatającą się gąbkę fotela, gdy na nim usiądziesz, a tam niespodzianka. Miejsce zajęte. Twoje miejsce, które masz napisane na bilecie. I kilka miejsc wokół również.
Jako niekonfliktowy człowiek, postanowisz zająć pobliskie wolne miejsce. Nie ma przecież sensu robić problemu, żeby przy zgaszonym świetle zmieniali miejsca, robili zamieszanie. Przypominasz sobie więc obstawienie sali, które pokazywała Pani w kasie i siadasz parę miejsc dalej. Jednak nie jest to zbyt komfortowa sytuacja. Z drżeniem serca patrzysz na parę wchodzącą do sali, a nuż siedzę na jej miejscu. Gdy jeszcze nie okaże się tak bezkonfliktowa jak ja, co wtedy? Iść do człowieka, któremu początkowo odpuściłem, czy może wybrać nowe „wolne” miejsce i znów trwać w niepewności. Ta sama myśl setki razy rezonuje w głowie, ale na szczęście przeszli dwa rzędy wyżej.
To jeszcze nie koniec, ba to dopiero początek. Co chwila wchodzą następni ludzie, a w głowie odbija się znów ta sama myśl. Na przemian z cichą mantrą „oby to nie były ich miejsca”. I tak przez pierwsze pół godziny filmu. Gdybym chciał się iść powkurwiać, to poszedłbym zapłacić rachunki na pocztę, a nie na film. To jest najgorsza z rzeczy, która może nas spotykać w kinie.
Czy może jest coś, co was bardziej irytuje?
PS. Jak ktoś lubi Tarantina, to Nienawistną Ósemkę też polubi. Polecam.