Kojarzycie taką sytuację, w którą ktoś dzieli się z wami opinią, opinię której w ogóle nie podzielacie, a wy postanawiacie nie wyprowadzać jej z błędu? I nie chodzi wcale o to, że się boicie swoich osądów, po prostu czasem nie ma czasu, ochoty, chęci, albo sensu wdawać się w takie dyskusje. W sumie to nie wiem czy kojarzycie i nie bardzo mam jakieś przykłady. W każdym razie mi się często to nie zdarza, ale ostatnio miałem taką sytuację.
Ludzie
Rozmawiałem z ziomkiem na skype, normalna sprawa. Jakieś ploty, jakieś śmieszkowanie, a w międzyczasie do pokoju wbija jego ojciec, którego zresztą miałem okazję kiedyś poznać. Tato zaraz ogarnę, bo rozmawiam teraz ze Zdzisławem.
Ohoho, zainteresował się jego ojciec. To gdzie tam jesteś, co robisz? Panama, fajnie, fajnie, kanał Panamski już widziałeś? Jeszcze nie, jeszcze tam nie zajechałeś? Podobno warto, jak będziesz miał chwilę powinieneś zobaczyć. — Tutaj na chwilę urwał się dialog, bo też o czym moglibyśmy rozmawiać przez skajpa i jednocześnie przez ramię. Jednak jego ojciec chciał jeszcze coś usłyszeć, a nie bardzo miał pomysł, więc zadał bardzo głębokie i filozoficzne pytanie, które przypłynęło z głębi serca.
–A powiedz mi czy tam też tak jak wszędzie ludzie to dla siebie nawzajem kurwy i każdy tylko patrzy, żeby Cię oszukać?
Uhm. Znalazłem się w sytuacji z pierwszego akapitu. Naprawdę nie chciało mi się wdawać w bezcelową dyskusję, więc szybko wymyśliłem odpowiedź, dopasowując się do stylu i gustu mojego rozmówcy, aby zakończyć tę niezręczną dla mnie sytuację.
–Nooooooo, parę dni temu zajebali mi telefon.
Doraźnie pomogło, ale ta cała sytuacja siedzi mi w głowie. Jakie to musi być smutno życie, gdy fundament Twojego jestestwa opiera się na przekonaniu, że każdy tylko stara się Cię pogrążyć i że jedynym środowiskiem w którym występuje zaufanie do drugiego człowieka jest ekran telewizora, czy jakiś inny, wyimaginowany świat.
Nie mówię, że każdy jest godny zaufania jakby przeszedł gruntowną edukację u troskliwych misiów. Ale po to właśnie mamy mózgi i szkołę życia w postaci obowiązkowej, publicznej edukacji, znajomych z podwórka, pierwszych związków i wielu innych, traumatycznych przeżyć w przeciągu całego życia, aby jak najlepiej nauczyć się takich ludzi rozpoznawać. I unikać.
Niektórzy jednak zamiast nauczyć się odróżniać jednych od drugich, zakładają że wszyscy są Ci źli. Wychodząc z takiego założenia myślą, że takie podejście uchroni ich od wszelkiego rodzaju sytuacji, w których ktoś mógłby ich zdradzić.
I może uda im się większości z nich uniknąć. Ale tym samym ominie ich również ogrom pozytywnych sytuacji, które mogą się zdarzyć wyłącznie wtedy, gdy zaufamy innym ludziom.
Nie tylko ludzie
Uprzedzić się można nie tylko do ludzi, ale też do wszelkiego rodzaju rzeczy, zajęć, czy aktywności. W pierwszym akapicie wspomniałem, że nie bardzo mam przykłady sytuacji, w których nie chcecie przedstawiać własnego zdania, aby nie wdawać się w niepotrzebną i bezcelową konwersację. Zapewne z powodu tego, że mam dość małą rodzinę i nigdy nie musiałem się nikomu tłumaczyć kiedy znajdę sobie jakąś pannę, kiedy będą wnuki, albo dlaczego nie wierzę w Jezuska.
Mam jednak wujka. Wujka, który zainspirował, a raczej sfrustrował mnie do takiego stopnia, że napisałem tekst to co nas nakręca. W skrócie cokolwiek bym nie zrobił, nie wymyślił, albo nie zaplanował, to zawsze skrytykuje. Zawsze.
Nie żeby mnie dotykała krytyka. W wielu przypadkach jestem w stanie zrozumieć i dyskutować, bo powiedzmy szczerze, różne kontrowersyjne decyzje w życiu podjąłem, wiele rzeczy niezbyt mądrych zrobiłem, nie raz się na czymś przejechałem i rozumiem, że nie wszystkim odpowiada taki tryb życia. Jednak mój wujek jest w stanie skrytykować nawet jedzenie jajka po wiedeńsku, czy oglądanie japońskich filmów, a jedynym kryterium oceny jest to, czy on to kiedykolwiek robił. Raczej nie muszę wspominać, że niewiele rzeczy, które robił. I właśnie jego podejście do życia jest tym, co mnie irytuje.
Ostatnio, chyba tylko po to żeby się wkurwić, zapytałem mamy co tam wujek sądzi o mojej podróży.
–Na cholerę on tam w ogóle pojechał?
A co, miałbym cały czas spędzić w Bytomiu i na łożu śmierci odchodzić z uśmiechem, że spędziłem życie w najpiękniejszym miejscu na Ziemi?
OK, można przeżyć życie w jednym miejscu, pracować 40 lat pod tym samym zegarem, po pracy oglądać telewizję i zajmować się ogródkiem, a w każdą niedzielę jeść rosół i mielone. I jasne, to może być wszystko miłe, fajne i dobre, tylko że na świecie jest tyle miejsc wartych poznania, tyle aktywności wartych spróbowania, tyle różnego jedzenia wartego skosztowania. A z takim nastawieniem nigdy nie dasz sobie szansy, aby móc to przeżyć, wszystko Cię ominie.
Również miłość
Podejścia przedstawione w powyższych akapitach najczęściej wynikają z niezbyt dobrych doświadczeń z przeszłości, lecz nie tak mocno jak w przypadku miłości. Tutaj odsłaniamy się o wiele bardziej, ofiarujemy drugiej osobie dostęp do możliwości zranienia nas w sposób, jakiego nawet sobie nie wyobrażaliśmy. I to się zdarza, w większości przypadków.
Przypomnijcie sobie swój pierwszy związek. Większość ludzi będzie z pewnością rozbawiona, zażenowana, albo mieszanka tych uczuć. Bo to przecież pierwszy związek, czas gdy jeszcze uczymy się jak żyć, jak tworzyć relacje i niewiele wiemy o życiu, choć twierdzimy dokładnie odwrotnie. Dopiero badamy co to powinno być, jak to powinno wyglądać. I zgadzamy się, wbrew temu co myśleliśmy wcześniej, że nie było to nic poważnego.
Mimo to utrata zaufania tak cholernie zabolała.
Zabolała tak bardzo, że będzie rzutować na nasze kolejne związki. Na wszelki wypadek sprawdzić pocztę partnera, albo telefon. Albo komputer. Albo przynajmniej zarzucić zdradę, jeżeli nie możemy inaczej ukoić naszej paranoi. I wszystko to przez jeden epizod, który się zdarzył z zupełnie inną osobą, jak mieliśmy kilkanaście lat.
Czy to jest naprawdę warte tego, aby nigdy nie obdarzyć pełnym zaufaniem drugiej osoby, którą podobno kochamy?

Czemu nie odebrałeś telefonu po pierwszym sygnale? Źródło
Zaufanie jest jedną z najważniejszych, jak i również niezbędną rzeczą, którą możemy ofiarować ukochanej osobie. Jeżeli nie zaufamy, to tak naprawdę nie chcemy miłości, tylko wygody i kompromisu. Próba jednoczesnego zdobycia bezpieczeństwa i miłości zakończy się tym, że nie będziemy mieć żadnego, co najwyżej ich namiastki. W tym właśnie tkwi cały urok miłości, że otwierasz serce przed drugą osobą, a ona zamiast Cię ranić, odwzajemnia to uczucie.
Tutaj chciałem tylko o tym wspomnieć, bo pasuje do mojej tezy, a na ten temat zaufania w związku napisałem kiedyś cały tekst.
Ergo
Wszystkie części tekstu opierały się na tym, że podchodząc w uprzedzony sposób do życia może i zachowujemy pozory bezpieczeństwa, ale omija nas mnóstwo wspaniałych sytuacji i przeżyć, którym zdarzyło się usytuować poza naszą bańką ochronną. Tak jakby chcieć założyć biznes, ale bez inwestowania. Jakby chcieć przeżyć niesamowitą przygodę, ale bez wychodzenia z domu. Żeby spotkać drugą połówkę, prawdziwą miłość wspanialszą niż rajski ptak, ale koniecznie trzymać ją w pilnie strzeżonej klatce. I to nawet niekoniecznie złotej.
Można prowadzić firmę, albo przeżyć życie w taki sposób. Można nawet myśleć przy tym, że to najlepsze co nas spotkało i lepiej już być nie może. Nie zmieni to jednak faktu, że ponad nami istnieje mnóstwo wyższych poziomów, których nigdy nie osiągniemy, a nawet nie zdamy sobie sprawy z ich istnienia. Wszystko to, aby przypadkiem niczego nie zaryzykować. Nie doświadczymy tych wspaniałych rzeczy wyłącznie przez nasze własne podejście, które ma nas chronić przed złym, a rujnuje nam życie.
Mówi się, że człowiek człowiekowi wilkiem. Tylko, że nikt nie potrafi być takim złym wilkiem dla Ciebie, jak Ty możesz być dla samego siebie.