W podróży niejednokrotnie przekonałem się, że można wydać trochę mniej niż ja. Niezbyt przyjemne doświadczenie. Jednak pocieszam się faktem, że nie ma zbyt wielkiego problemu, aby wydać znacznie więcej.
Zresztą od jakiegoś czasu już jestem w podróży i nauczyłem się paru rzeczy, przystosowałem się. Tak jak w Cast Away widzimy Toma Hanksa po rozbiciu się na bezludnej wyspie, a w następnej scenie kilka lat później cały zarośnięty łowi ryby oszczepem. Mniej więcej.

Nareszcie jestem z powrotem nad morzem. Jak na taki czas podróży i uwielbienie jakim darzę plaże to spędziłem stanowczo za mało dni na nich.
Budżet dzienny
Ależ to jest dla mnie dziwny pomysł, żeby wprowadzać sobie odgórne, dzienne ograniczenie. Przecież w zależności od miejsca, oraz tego co nam się przytrafi świat dzieli się na miejsca tańsze i droższe. W niektórych aby zmieścić się w limicie trzeba by się zatrzymać w jakiejś melinie. A w tym tańszych to jak zostanie nam coś pod koniec dnia, to trzeba to gdzieś wydać? I co w takim razie z atrakcjami, które przekraczają nasz budżet? Teoretycznie można mieć oddzielny budżet na atrakcje, ale jak go podzielić i jak używać?
Za dużo kombinowania. O wiele lepiej jest po prostu starać się rozsądnie dysponować środkami w długoterminowym zakresie. Nie warto się ograniczać jeśli chodzi o unikalne atrakcje i doświadczenia, oraz trzeba pogodzić się z faktem, że raz będzie drożej, a raz taniej.
Oszczędzać powinniśmy również na małych kwotach, wręcz to one są najważniejsze jeżeli planujemy długą podróż. Bo wiadomo, grosz do grosza, a będzie kokosza, gdzie miesięcy sześć i takie tam.
Research
Na sam początek warto jest dowiedzieć się o miejscu do którego jedziemy, sprawdzić jak tam dojechać, zaplanować co zobaczyć i kiedy, znaleźć odpowiednie zakwaterowanie, zaznaczyć sobie miejsca z jedzeniem, dowiedzieć się o tym ile kosztują różne bilety, wejściówki, itp.
Bez takiej wiedzy może się okazać, że przepłaciliśmy dwu, trzykrotnie, a nawet więcej. Tak zwane gapowe, choć ja nie lubię tego określenia. Przecież nie traci się z powodu nieuwagi, ale dlatego że inni chcą Cię oszukują.
Targowanie się
Naturalna konsekwencja powyższego. Jeżeli chcemy dostać lepszą cenę, to musimy walczyć. Nawet w sklepach zdarza się zawyżać cenę (nawet dwukrotnie), więc trzeba uważać, pytać o każdy produkt oddzielnie, ustalać koszt trasy zanim wsiądzie się do taksówki, zawsze być pewnym ile będzie nas coś kosztować.
Ja nie bardzo lubię się targować, no ale po prostu trzeba to robić. Mój prywatny dyskomfort nie jest wystarczającym powodem aby przyzwalać na okradanie mnie i oszukiwanie. Na szczęście w większości przypadków dość łatwo jest coś ugrać. Oczywiście o wiele łatwiej jeżeli zna się język.

Utargowałem sporo z ceny tych spodni, bo były trochę rozprute na szwie. Nawet mimo tego nie jestem pewien, czy nie przepłaciłem.
Język
Chyba nie muszę nikogo przekonywać, że znajomość lokalnego języka może nas zaprowadzić do zmniejszenia kosztów. Wrzuciłem ten akapit tylko po to, żeby zalinkować do tekstu o nauce języków obcych.
Cierpliwość
Jeżeli ktoś chce sprzedać za zawyżoną cenę, to będzie nalegał, aby zrobić to jak najszybciej. Jeżeli mamy więcej czasu, to nie warto się śpieszyć z podejmowaniem decyzji. Również nie należy akceptować ofert w pierwszych napotkanych miejscach, szczególnie po przekroczeniu granicy cena taksówek spada co każde 10 metrów marszu. Na Dominikanie goście naganiali na parking, mimo że 10 metrów dalej był darmowy [cool][cześć]. Czasem warto zobaczyć kilka hosteli zanim się zatrzymało, porównać ceny jedzenia, nie kupować od razu.
Gotowanie
Co ciekawe nie zawsze robienie własnego jedzenia jest opłacalne. W sumie to w większości przypadków tak jest, bo kupując produkty będziemy przepłacać. Nawet dobrze targując się na bazarze i tak zapłacimy więcej, bo jesteśmy gringos. Dodatkowo nie wszystkie miejsca mają kuchnie do dyspozycji gości, a nawet jeśli, to często kiepska. O wiele lepiej, szybciej i zapewne smaczniej jest kupować jedzenie w miejscach polecanych przez tripadvisora, albo w których stołuje się sporo lokalsów. Albo streetfood.
Streetfood
Tak. Tanie, lokalne i autentyczne jedzenie, przyrządzane na najmarniejszych, najbardziej prowizorycznych sprzętach, wręcz w spartańskich warunkach, bez opłacenia podatku, kasy fiskalnej, kontroli sanepidu, czy wykorzystujące pracę nieletnich. W sensie że dzieci pomagają rodzicom, żadne tam niewolnictwo. Wracając do samego jedzenia w przeważającej większości przypadków jest to najsmaczniejsza i w ogóle najlepsza opcja.
Nocne autobusy
Wiemy już że research jest spoko, że czasem warto mieć plan, więc najlepiej jest tak się zorganizować, aby podróżować w nocy. Często transport pomiędzy miejscami odległymi o 200 km w linii prostej może zabrać 10 godzin. Nie tylko oszczędzimy sobie cały dzień czasu, ale także zaoszczędzimy na noclegu. W hostelach bez problemu pozwolą zostawić bagaż do wieczora, a jeżeli ktoś ma problem z zasypianiem w autobusie, to noc wcześniej wystarczy nie dospać.
Z łatwością można zauważyć, że wszystkie te porady dotyczą jednej z trzech kategorii — zakwaterowania, wyżywienia, albo transportu, które stanowią główny trójkąt, istnego tri-force’a codziennych wydatków w podróży. Tam sumarycznie obracają się największe pieniądze, tam też najłatwiej zrobić oszczędności. Po miesiącach poszukiwań, setkach doświadczeń, dziesiątkach różnych wyrzeczeń udało mi się wyekstrahować ostateczne rozwiązanie.
Wolontariat
Przyjechałem do Mancory, Peru, małej miejscowości nad morzem z zamiarem odpoczynku. Co najmniej dwa tygodnie, żeby mieć możliwość na spokojnie się zrelaksować, poczytać książek, poleżeć sobie na hamaku, wiecie taki normalny urlop. Podróżowanie jest równie męczące, a czasem nawet bardziej niż praca na etacie, od czasu do czasu takie coś się przyda. Od samego początku z zamiarem znalezienie jakiegoś miejsca. Przeglądnąłem workaway.info i przeszukując obrazami internet zlokalizowałem miejsca udostępniające oferty, przeszedłem po mieście zaglądając do każdego z nich, a także wielu więcej i nic nie znalazłem. Zatrzymałem się w jednym z nich, który wyglądał na najbardziej wychillowany, w oddaleniu od centrum, tuż przy plaży, z własną kuchnią i po dwóch dniach menadżer zapytał, czy dalej jesteśmy zainteresowani wolontariatem.

Tak też wygląda hostel w którym się zatrzymaliśmy. Wieża do zachodów słońca, stół do bilarda, jeszcze mamy do tego basen, slackline i parę innych rzeczy.
Także podczas odpoczynku będę pracował. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale może to nawet pomóc w odzyskaniu sił. Parę godzin dziennie wykorzystane w dobrym celu nie tylko pozwoli mi uniknąć oskarżania siebie o bycie leniwym lujem, ale także pozwoli uzyskać kilka korzyści finansowych. Za 5 godzin pracy dziennie na barze, pięć dni w tygodni, gdzie w ramach obowiązków prócz sprzedawania alkoholu mam go jeszcze pić i rozkręcać imprezę (a na szychcie w porannych godzinach mogę sobie spokojnie czytać), w zamian zaś otrzymuję darmowy nocleg, śniadanie i obiad, 30% zniżki na barze i darmowy nocleg w innych hostelach sieci (jest ich jeszcze kilka, pewnie w Limie skorzystam).
Jak po pięciu latach mieszkania w akademiku, to wręcz można powiedzieć, że w zawodzie. Piszę o tym we wpisie o oszczędzaniu, bo to tak naprawdę nie jest praca. To jest sposób na oszczędzenie pieniędzy, bo posiedzieć parę godzin dziennie za barem (na nocnej zmianie faktycznie może być ciężko, ale wtedy inni wolontariusze włączają się do pomocy) to nie jest praca. A uzyskane za to środki, to nie są pieniądze. Jak będę chciał zarobić to wrócę do zawodu, a tutaj to chcę odpocząć sobie i miło spędzić czas. Do tego jak ma się parę zaplanowanych godzin to pozytywnie wpływa to na nas, bo i lepiej się odpoczywa po wysiłku fizycznym, tak i psychicznie nie będziemy mieć poczucia zmarnowanego czasu. Same profity, choć akceptowalne dla mnie jedynie na krótki okres czasu.
Także najbliższe 2–3 tygodnie spędzę ubijając miętę na mojito, głaskając koty, chodząc na slacklinie, biegał po plaży, robił zdjęcia krabom i coś tu jeszcze znajdę do roboty. No i wygospodaruję trochę czasu na bloga.