Przekraczanie granic, najgorzej. A tu jeszcze tak bardzo zła, że cały wpis poświęcony na tylko jedną. W każdym razie może się komuś przyda, bo ja miałem problem z filtracją internetowych informacji na ten temat. Przekonałem się jednak na własnej skórze jak to jest i teraz mogę wam opowiedzieć.
Granicę przekraczałem we wrześniu 2016Zaczynamy w Panama City, kończymy w Medellinie. Moim priorytetem było, aby zrobić to w miarę szybko i dość tanio. W porównaniu do alternatyw to nawet mi się udało, więc skupię się na tym sposobie podróży. Choć nasłuchałem się o wszystkich, także dam wam również obraz jak może to wyglądać jeśli macie więcej czasu, pieniędzy i ochoty zwiedzać Panamę. Ceny przy opcjach których nie wybrałem na podstawie tego co usłyszałem od ludzi, więc mogą się trochę różnić.

Z miasta Panamy mam tylko jedno dobre zdjęcie, ale za to jakie dobre. Koci gang, jeszcze wpisujący się w spiralę Fibonacciego, trójpodział w poziomie i znak illuminati, wszystko się zgadza.
Wyruszamy z miasta Panamy
Bezpośrednio
Kupujemy bilet lotniczy z Panamy do Medellin. Szybko, sprawnie i strasznie drogo. Wspomną chociaż, choć pisanie takich banałów to tak, jakby pytając kogoś o drogę zaproponował nam taksówkę. Sam wiem, że taksa by mnie zawiozła.
Drogą wodną
Najprostszym jak i również najbardziej kosztownym jest płacić, żeby ktoś załatwił to za Ciebie. Sporo ludzi przekracza tę granicę, więc w hostelu z łatwością skontaktują nas z kimś odpowiednim. Najczęściej oferowanym transportem jest drogą lądową na północne wybrzeże, stamtąd łódką bądź żaglówką na wyspy San Blas na kilka dni. Wyspy te teoretycznie są częścią Panamy, ale są także odrębnym tworem. Obowiązują tam trochę inne zasady niż w Panamie, jednak nie miałem czasu, aby zainteresować się nimi.
Jednak wiem tyle, że trochę czasu zabiera dotarcie tam, aczkolwiek sporo ludzi się na to decyduje, aby spędzić parę spokojnych dni na malutkich wyspach i się zrelaksować. Cenowo też nie wygląda to zbyt przyjaźnie, bo nocleg będzie nas kosztował koło 20 $, a i jedzenie droższe niż zazwyczaj, bo to wyspy są. Stamtąd wyrusza się do Puerto Obaldia.
W zależności od firmy i widełek cenowych albo możemy jedynie wybrać żaglówkę, czy motorówkę i mieć wszystko zagwarantowane, albo możemy zmagać się z szukaniem transportu, noclegu i jedzenia sami. Załatwiając wszystko w Panamie trzeba się liczyć z cena w granicach 300–500 $ (opcje z wyżywieniem i zakwaterowaniem) trwające zazwyczaj 4–6 dni.
Można też dojechać samodzielnie na wybrzeże do Carti, lub Colon i tam szukać transportu. Lepiej jednak wybrać się do tego pierwszego, bo Colon jest uważany za niebezpieczne miejsce. Jeżeli do tego zdecydujemy się ominąć San Blas i płynąć bezpośrednio do Puerto Obaldia będzie taniej i szybciej. Mniej więcej 150 $, jednak wciąż drożej niż alternatywa.
Drogą powietrzną
No i w końcu moim sposobem było kupienie biletu lotniczego AirPanama z Panama City do Puerto Obaldia kosztował mnie 103 $ i musiałem poczekać na niego 5 dni. Samoloty latają 3 razy w tygodniu, ale były pełne. Bilet możemy kupić przez internet, aczkolwiek ja kupiłem w biurze w Panamie.
Odlatujemy o 10.30 rano, z lotniska Albrook (mniejsze z nich). Godzina na tyle wczesna, że w przeciągu jednego dnia dostaniemy się do miejscowości Capurgana. Albrook to duże centrum handlowe, połączone z dworcem autobusowym stacją metra i kanałem Panamskim, jednak lotnisko znajduje się w pewnym oddaleniu i nie dojedziemy do niego transportem miejskim. Najlepiej od razu w mieście wziąć taksówkę na miejsce, to będzie najszybciej, a sama z siebie nie jest najdroższa, bo tylko 5 $.
Na lotnisku zważą wam rzeczy (limit wagi do 14 w luku i 4 kg ręczny bagaż), za przekroczenie masy są dopłaty do biletów, jednak ja miałem za dużo o kilogram i przeszło. Nawet pomimo tego, że przed odlotem zostawiłem książkę i materiały do nauki hiszpańskiego w hostelu, a do tego ukradli mi ręcznik.
Jeśli zdecydujemy się na tę opcję, czeka nas lot samolotem z 12 miejscami. Taki malutki, że bardziej kojarzy się z madmaxem, niż osiągnięciami awiatyki. Jest klimat. Po godzinie lotu jesteśmy na miejscu.

Ale przynajmniej samojebkę sobie fajną zrobiłem. Priorytety.
Puerto Obaldia, Panama
Ostatnia miejscowość po stronie Panamy, więc czeka nas tu odprawa paszportowa. W takim małym domku, jedna tam jest tylko droga, więc się nie zgubicie. Trzeba mieć kopie paszportu, żeby zostawić tutaj. Można gdzieś niedaleko tam zrobić, ale lepiej się przygotować, a do tego i tak mieć zapasowe kopie. Kilkadziesiąt metrów dalej już będziecie na przystani, tam też policja będzie chciała oglądać wasze paszporty. Z łatwością znajdziecie tam kogoś, kto będzie płynął.
Trzeba będzie poczekać aż się łódka zapełni, zapłacić 15–20 $ i rozkoszować się przecudnym rejsem. Nie no, żartowałem rejs jest okropny. Maluteńka leciutka łódeczka bardziej podskakuje na falach niż przez nie pruje. Przez to podrzuca na niej, by za chwilę przywalić tyłkiem o dechy, aż korzenie zębów zatrzeszczą. Co chwila. Mniej więcej jakby podnieść nogi z pedałów na rowerze, a potem zjeżdżać kamienistą drogą w dół, tylko że jeszcze do tego jest mokro i zimno od wiatru. Jedyną zaletą jest to, że trwa jedynie dwadzieścia minut.
Istnieje też teoretyczna możliwość pokonania tej drogi kilkugodzinnym spacerem wzdłuż brzegu, jednak opcja ta uważana jest za niebezpieczną z powodu przemytników, niewartą ryzyka i nawet nikt jej nie rozważał, ani nie proponował.
Capurgana, Kolumbia
Jesteśmy po drugiej stronie granicy. Tutaj trzeba mieć gotówkę, bo nie ma innych możliwości wybrania pieniędzy. Kurs wymiany z dolara jest otwarcie złodziejski. Ale prócz tego jest bardzo ładnie, no i już Kolumbia. Na początku planowałem od razu przesiadać się do kolejnej łódki, ale moją gorącą krew ugasili celnicy. Że biuro otwierają dopiero za godzinę i mam wrócić tutaj później. Poszedłem więc zjeść, dosiadłem do jakiś nie miejscowo wyglądających ludzi i wypytałem co i jak.
Okazało się, że warto się tu zatrzymać choćby i na jeden dzień, szczególnie że cena jaką usłyszałem w porcie to była 60 $, w porównaniu z 20 $ jakie są ceną standardową. Zatrzymałem się więc, posiedziałem na plaży, poczytałem książkę w końcu nie śpieszyłem się aż tak bardzo. W międzyczasie jednak sprawdzałem możliwości zagłębienia się w kraj.
Droga powietrzna
Dwadzieścia kilka km dalej, kilkanaście minut podróży łódką znajduje się lotnisko Acandi, z którego z łatwością możemy znaleźć lot do Medellinu. Żeby dostać dobrą cenę trzeba kupić z wyprzedzeniem, dlatego nie zdecydowałem się na samolot. Loty można znaleźć na stronach Vivacolombia. No i tylko godzinka lotu.
Droga lądowa
Niby lądowa, a zaczyna się od łódki. Inaczej nie można się wydostać z Capurgany. Mamy dwie możliwe destynacje — Turbo lub Necocli. Obie te miejscowości leżą na głównej drodze 90, na której jeździ mnóstwo transportu linii Kartagena — Medellin, gdzie możemy się bez problemu dosiąść. Jaka jest więc różnica między tymi miejscami?
Po pierwsze Turbo nie cieszy się dobrą opinią, a Necocli wyglądało bardzo ładnie, a po drugie czas podróży łódką. Do Necocli to godzina z hakiem, podczas gdy to Turbo to prawie 3. Wiedziony doświadczeniem nie chciałem ryzykować 3 godzin obijania tyłka o dechy, jednak łódki okazały się o wiele masywniejsze. Przez to jazda była o wiele bardziej komfortowa, choć w dalszym ciągu uciążliwa.
Jedyna co mają ze sobą wspólnego to cena, niezależnie od lokacji zapłacimy jakieś 20$. Do tego jeszcze zważą nam bagaż i za każdy kg powyżej 10 będziemy płacić dodatkowe 500 peso (~ 0,7 zł). Zważyłem się też i podczas podróży waga mi spadła o 5 kg, ale nie chcieli mi tego uznać za rekompensatę bagażu i musiałem płacić. Do tego jeszcze opłata portowa 2000 Peso.
Będąc już na lądzie z łatwością znajdziemy autobus na na południe do Medellin (8 godzin, 24$), albo północ do Kartageny (nie wiem, ale krócej i pewnie taniej). Na tej trasie jeżdżą 3 różne firmy oferujące dokładnie to samo, więc nie ma znaczenia do której wsiądziemy, a ruch jest spory.

Elegancko, sucho, w cieniu, tylko wiatr strasznie ciął po twarzy. Mimo że założyłem okulary przeciwsłoneczne i owinąłem twarz arafatą, to i tak nieprzyjemnie.
Medellin
Medellin jest fajny, zdecydowanie warto tu przyjechać, choć zajęło mi to 5 dni i sam transport kosztował 160$. Gdyby nie musieć czekać na samolot to spędzając jedną noc w Capurganie można to zrobić w 2 dni, ale ceny raczej się już nie obniży. Prócz tego co możesz oszczędzić na noclegach i codziennych wydatkach w tańszym miejscu.
Poprawnie politycznie byłoby, że to miasto z bogatym życiem nocnym, ale ja po prostu napiszę, że to jest melanżowania. Fajnie, taka przytulna melina. Mellinin.