Zabawne. Dwa tygodnie temu przez myśl by żeby spędzić pod taflą więcej niż rekordowe 57 sekund, o nurkowaniu wiedziałem jedynie, że się oddycha pod wodą, a teraz mam certyfikat advance water diver. To właśnie dla takich rzeczy wyjechałem na drugi koniec świata z biletem w jedną stronę, więc wszystko idzie zgodnie z planem. A teraz podzielę się z wami opowieścią, jak to wyglądało.

Selfie musi być.
La Ceiba
Po przygodach autostopowych, pod koniec świąt udało mi się dotrzeć do miejscowości La Ceiba. Która jest obrzydliwa. Połączenie Władysławowa i Kosowa. Walące się domy, śmieci na ulicach, a na promenadzie mnóstwo ludzi i jeszcze więcej kiczu. Do tego plaża kamienista i bardzo wąska. No i dużo dyskotek z laserami, jeden Walmart, a przed sklepem spożywczym strażnik ze strzelbą. Musiałem tam spędzić noc, jednak więcej tego błędu nie powtórzę.
Koło 5 rano uderzyłem do portu, jacht na wyspę Utila 300 lempir za jedyne 45 minut kołysania na 35 kilometrów. Łódeczka prawie pusta, jedynie kilka osób płynie, tylko jedna wymiotuje, jednak szaleństwo zaczęło się porcie docelowym. Cały dok pełen ludzi, przecież to ostatni dzień świąt, wszyscy wracają by od poniedziałku znowu sprzedawać w sklepie, siedzieć w biurze, użerać się z klientami, albo po prostu być dalej od całej rodziny. Ledwo się przepchałem, potem trochę czasu szukałem plecaka, potem jeszcze ledwiej się przepchałem, a następnie poszedłem szukać hostelu. Nie sprawdziłem adresu, ani nie zaznaczyłem na mapie, bo to przecież mała wyspa i każdy będzie znał. No i faktycznie tak było, trafiłem szybciutko, zostawiłem rzeczy w jednym z bardziej przyzwoitych hosteli w jakich byłem i idę do ośrodka.
Teoria
Tutaj też szybko piłka, nazwisko, rezerwacja, reszta hajsu i na zajęcia. Trwają już z pół godziny, ale idź, to jest twój instruktor, pogadaj z nim. Instruktor okazał się być meksykaninem (bez sombrera, ale za to z wąsem) o imieniu German. Wprowadził mnie do salki, gdzie siedziała parka i oglądała film instruktażowy. Że mam z nimi dokończyć, mamy kartki z pytaniami i jak się skończy, to omówimy to wspólnie. No to dobra, oglądnijmy. W sali prócz mnie jedna parka, także kameralny seans.

Pierwsza i najważniejsza zasada w nurkowaniu — ciągle oddychać, powoli, regularnie. Za nic nie wstrzymywać oddechu, a dlaczego? Tutaj kłania się dziedzina, która dla wielu nigdy nie przydaje się w życiu. Mowa oczywiście o matematyce. Dokładniej o fizyce, ale opiera się ona o matematykę, więc to prawie to samo. Otóż ciśnienie atmosferyczne, które tak wiele osób obwinia o złe samopoczucie, to nic innego jak nacisk, który wywiera na nas całe powietrze przyciągane przez atmosferę. Wchodząc pod wodę dodatkowo powiększamy nacisk słupa cieczy (powietrze to technicznie rzecz biorąc ciecz, podlega tym samym prawom) na naszą osobę, więc i na tlen, który znajduje się w naszych płucach. Każde 10 metrów pod wodę zwiększa ciśnienie o 1 bar, co oznacza że objętość gazów spada proporcjonalnie do ich ilości. Dla 10 metrów będzie dwukrotnie mniejsza, dla 20 metrów trzykrotnie mniejsza, itd. Także aby wziąć wdech na głębokości 10 m trzeba zużyć dwa razy więcej powietrza, niż nabierając jej przy powierzchni. Jeżeli zaś nadmuchamy dalom kilkanaście metrów pod wodą i będziemy się z nim wznosić, to zauważymy, że się powiększa. Teoretycznie powinien ponad dwukrotnie, ale pęknie zbyt szybko. Nie chcemy, żeby się to stało z naszymi płucami.
Film leci dalej, bardzo profesjonalne ujęcia, przechodzi na temat pływania z drugą osobą. Żeby móc sobie nawzajem pomóc i się kontrolować. Zresztą każdy posiada sprzęt, aby umożliwić oddychanie drugiej osobie. Generalnie dużo innych informacji jeszcze było w filmie, ale szczególnie w pamięć zapadła mi scena o akcesoriach dodatkowych. Jednym z takich akcesoriów jest nóż. Aktor prezentując ich zróżnicowanie obwiesił się nimi cały. Jak scena z predatora, nóż za pasek, jeden na łydkę, inny na przedramię. Kończą się filmy, przychodzi German i jeszcze raz o tym samym opowiada. OK, idźcie coś zjeść i za godzinę bądźcie tu w strojach.
Praktyka
Czyli za godzinę pierwsza lekcja praktyczna. Byłem jednak tak głodny, że nie zdążyłem się przestraszyć. Po godzinie na start wskoczyliśmy do morza, a później lekcja na molo, a raczej omówienie tego co będziemy robić w wodzie. Po tej dość wstrząsającej zapowiedzi czekały na nas ćwiczenia rodem z wojska w amerykańskich filmach. Mamy składać i rozkładać sprzęt. Na każdego przypada jeden instruktor, także szybko ubraliśmy się i pod wodę.

Masa i położenie środka ciężkości czyni strój do nurkowania niezbyt wygodnym wdziankiem, na szczęście w wodzie te problemy znikają. Na początku oczywiście szok przejścia pomiędzy ośrodkami o odległych gęstościach, wrażenie topienia się, dopóki nie nabiorę kilku oddechów. I mimo, że trochę się nanurkowałem, to moment wejścia w wodę mnie zawsze przeraża, pewnie już nigdy nie pozbędę się tego strachu. Podobnie mam za każdym razem jak wchodzę na drabinę. Wyobraźnie od razu podsuwa mi obrazek, jakby wyglądało moje spadanie z tej drabiny.
Na początek na 1,5 metra schodzimy. Na takiej głębokości to jeszcze nie jest nurkowanie. Klęczysz tylko na dnie i wykonujesz proste ćwiczenia. Np. wyciągnij aparat dzięki któremu oddychasz i odrzuć go na bok. Żeby po chwili go znaleźć. Albo zakręcimy butlę, żebyś zobaczył jak to jest się dusić. Czy też zdjęcie maski i jej oczyszczenie. To właśnie były te przerażające rzeczy, których się nie zdążyłem przerazić z powodu głodu. Łącznie ponad 2 i pół godziny spędziliśmy pod wodą powtarzając proste czynności. Zajęcia zaczęły się o świcie, a wracając do hostelu na dworze było ciemno.

Następnego dnia podobnie. Najpierw teoria dotycząca schodzenia na większe głębokości, o chorobie dekompresyjnej, wyrównywaniu ciśnienia w uszach, obliczaniem poziomu azotu odłożonego w organizmie po nurkowaniu i uwzględnieniu tego w planowanie kolejnych nurkowań. A zaraz po tym składamy sprzęt, sprawdzamy się i zapuszczamy na 5 metrów głębokości, żeby powtórzyć wszystkie wczorajsze ćwiczenia i parę nowych. I to właśnie te nowe są interesujące.
Jednak najpierw o samym zejściu na głębokość. Podczas tego trzeba wyrównywać ciśnienie w uszach poprzez zaciskanie nosa i delikatne dmuchanie. Prócz tego można się poczuć jak kosmonauta powoli opadający w stronę niepoznanej jeszcze planety. No i jeszcze ten strój bohatera, obcisłe wdzianko i maska. Różnica jest jednak taka, że pod wodą możemy regulować swoją wysokość, a w kosmosie nie bardzo. I o tym właśnie były ćwiczenia.
Pierwsze z nich, to pivot na płetwach, trzeba się położyć na dnie, oprzeć płetwy o powierzchnię, a następnie delikatnie napompować kamizelkę tak, aby głęboki wdech unosił nas pod kątem 45 stopni, a wydech kładł nas z powrotem na dno. Drugim ćwiczeniem było utrzymanie się nad powierzchnią dna, w siedzie skrzyżnym. I za pomocą oddechu prawie przez cały czas trwania nurkowania kontrolujemy swoją wysokość i możemy dzięki niemu wznosić i opuszczać się na kilka metrów.

Kolejny dzień, to powtórka, jednak tym razem już nie przy ośrodku, lecz w morzu. Płyniemy więc łódką, wchodzimy pod wodę i robimy ćwiczenia. Ciągle byłem tak skupiony na niezapominaniu o niczym ważnym pod wodą i ogarnianiem całego sprzętu, że ledwie parę razy się rozejrzałem i prawie nic nie widziałem. Później to samo na większej głębokości i następnego dnia pierwsze normalne nurkowanie.
Podczas niego dalej czułem się niepewnie w roli człowieka oddychającego pod wodą, ale już było ciekawiej. Nie robiliśmy żadnych ćwiczeń, tylko poszliśmy przepłynąć się w kółko i przez 40 minut popatrzeć co tam się gnieździ. Jeszcze w drodze powrotnej udało mi się zobaczyć rekina wielorybiego. Tym samym skończył się mój kurs podstawowy nurka, a ja nie miałem jeszcze ani jednego zdjęcia.
Tak być nie mogło.
Postanowiłem zapisać się na kurs zaawansowany, który jak German zareklamował jest o wiele ciekawszy, a do tego dostanę zniżkę jak będę kontynuował, to nie mogłem odmówić. No i to była jedna z lepszych decyzji jakie podjąłem. Ale o tym jak to wyglądało, jak to jest nurkować i co tam można ciekawego można zobaczyć w kolejnym wpisie.

