Odwiedziłem jedne z najbardziej malowniczych i fotogenicznych miejscowości we Włoszech — Cinque Terre. Czy wszystko jest tam tak kolorowe jak domki, które widać na zdjęciach?
Cinque Terre jest to nazwa pięciu malutkich, malowniczych wiosek (na mapie na czerwono) położonych na zachodnim wybrzeżu północnych Włoch. Z powodu trudnych warunków komunikacyjnych ich turystyczny charakter jest stosunkowo nowy. Wcześniej utrzymywały się one z rybołówstwa, a żeby łatwiej można było je zlokalizować będąc na morzu, ludzie zaczęli malować domy na różne, pastelowe kolory. Dodając do tego przejrzyste morze, malownicze, górskie widoki, rozwiniętą produkcję wina i tunel kolejowy, nie sposób się dziwić, że obszar ten cieszy się sporym zainteresowaniem turystów.

mapa pochodzi ze strony www.theheartofcinqueterre.com
Podróż rozpocząłem z miejscowości La Spezia, tam też zakupiłem bilet za 12 euro. W cenie mamy dostęp do pociągów oraz busów w obrębie Cinque Terre, możliwość poruszania się pieszo na trasach pomiędzy wioskami, dostęp do toalet, internetu i parę innych pierdół. Wsiadłem w pociąg i po 25 minutach jazdy w puszcze na sardynki znalazłem się w najbardziej odległej wiosce Monterosso Al Maro.
Piesze przejścia pomiędzy pierwszymi wioskami (Riomaggiore — Manarola — Corniglia) są najkrótsze, najszybsze i niestety chwilowo zamknięte. Dlatego też zacząłem od ostatniej, aby z rana w pełni sił przeprawiać się pieszymi trasami. Wg mapy droga z Monterosso do Vernazzy trwa 1h30’, aczkolwiek na mapach w miejscowości podali 2h i ta liczba jest bliższa prawdzie. Zobaczmy zatem jak tam wyglądało.
Zdjęcia można powiększać.

Monterosso Al Maro przywitało nas bardzo ładnym kawałkiem plaży, choć w samym miasteczku nic więcej nie ma.

Skała z poprzedniego zdjęcia z innej perspektywy. Nie ma co zwlekać, uderzamy na ścieżkę do Vernazzy.

Odległość zbyt mała, żeby miasteczko zniknęło z pola widzenia, ale wystarczająca, żeby sprawdzali bilety. Jest tam specjalna budka i informacja, że do pokonania tej trasy trzeba 2 godzin, butelki wody, dobrych butów i nastawienia. Zwróćcie uwagę na pojedyncze drzewa widoczne na szczytach gór.

Kaktus nie rośnie w Polsce poza doniczkami, więc jest to egzotyczna roślina. A skoro jest egzotyczna, robię jej zdjęcie. Kwiat kaktusa nazywa się opuncja.

Dalej winogrona, tym razem ujęcie z bliska, z morzem w tle. Nadaje się na rozkładówkę National Geographic, a przynajmniej do folderów reklamowych biur podróży.

Najwyżej położony punkt na trasie Monterosso Al Maro — Vernazza znajdował się na wysokości 184 m. Jest to około 1150 schodów, czyli trzydzieści kilka pięter.

To jest zdjęcie zrobione z jednego z najwyższych punktów trasy. W oddali ładnie widać już Vernazzę, ale to nawet nie była połowa drogi. Teraz będzie spora część do przebycia w zatoczce.

Tu już prawie Vernazza, są kolorowe domki, ale to jeszcze nie to. Za to zatoczka wygląda na bardzo ładną.

Kolej szynowa zębata. Dzięki napędowi kołem zębatym może utrzymywać się pod ekstremalnymi kątami, całość wygląda niezbyt solidnie, ale mimo to widziałem jak wieźli na tym niemieckich emerytów. Choć zazwyczaj zapewne używają do transportu winogron w górę.

Przejście pod budynkami, na „ukrytą” plażę. Kamieniste dno nie przeszkadzało mi ani trochę, żeby wskoczyć tam do wody.

Wcześniej widziałem takie konstrukcje tylko w telewizji. Chciałem sprawdzić jak bardzo to jest stabilne, ale Pan który to robił pogroził mi paluchem i wciąż nie wiem, czy kleją to na kropelkę, czy jakimś cudem samo się trzyma.

Trzecia wioska była położona wysoko, nawet na mapce jest to pokazane w dość obrazkowy sposób. Prócz schodów i widoków nie było tam nic ciekawego, dlatego widok na pocztówkową miejscowość Manarola.

W miejscowości Corniglia miałem już dość schodów na najbliższe kilka tygodni życia, ale skoro już wszedłem na górę, to wypadało zrobić jakieś zdjęcia. Wybór padł (po raz kolejny) na uprawę winogron.

No i pierwsze wrażenie z Manaroli po wyjściu z dworca kolejowego. W drodze do miejsca, z którego będzie można wykonać jedno z założeń mojej wycieczki.

TADAM! Nie jest to skan pocztówki, ani zdjęcie ściągnięte z internetu, tylko moje własne. Uroniłem łzę i poszedłem dalej. Bardzo klimatyczne miasteczko, tylko niestety wypchane do cna turystami (jak zresztą wszystkie inne). A i jeszcze nie wspominałem, że płatność kartą nie jest tutaj standardem, a bankomatów też raczej tu nie ma.

Tak bardzo się jaram tym widokiem, że jeszcze troszkę inne ujęcie, z większą ilością morza i łódką.

To już ostatnia miejscowość — Riomaggiore. Do tej pory byłem wymęczony temperaturą, słońcem, schodami i turystami, ale nie mogłem sobie darować malowidła soli Włoskiej ziemii w komunistycznym stylu.

Z myślą o blogasku zrobiłem zdjęcie kościółka w Riomaggiore. W każdej z tych miejscowości znajdował się kościół, zresztą Włochy są ściśle związane z Watykanem od lat i ich gorliwość religijna kiedyś nawet przewyższała naszą narodową. Zanim dotarliśmy do ostatniej miejscowości to zdążyłem się zmęczyć i znudzić tymi miasteczkami. Quattro Terre byłoby wystarczające.
Generalne wrażenia z wycieczki do Cinque Terre są bardzo pozytywne.
Z zalet wspaniałe widoki, morska bryza, klimatyczne plaże i aktywnie spędzony czas.
Z wad dużo turystów (utrudniają robienie zdjęć) i kiepskie zaplecze kulinarne (również trudności z płaceniem kartą). Świetne miejsce, żeby zrobić sobie wycieczkę, ale nie zatrzymywać. Noc można spędzić, ale więcej nie ma sensu, bo nie będzie co robić. Plaże może i są klimatyczne, ale do tego małe i zatłoczone, więc nie wyobrażam sobie spędzać na takiej kilku dni.
Przybyłem, przeszedłem, zrobiłem zdjęcie i tylu tu po mnie. Nie wydaje mi się, żebym trafił tu po raz kolejny, jednak tego jednego ani trochę nie żałuję.
PS. Wszystkie zdjęcia były robione na wyczucie, bo odbijało mi się światło w ekranie. Mam nadzieję, że przybliżyłem wam trochę miejsce znane głównie z pocztówek. W razie jakichkolwiek pytań można się ze mną kontaktować na którymkolwiek ze sposobów w stopce.