Istnieją tak trudne sytuacje, o których w życiu nie powiedzielibyśmy, że sobie poradzimy. Do czasu, aż zajdzie taka konieczność i wtedy nie będziemy mieć innego wyboru. Niestety nie zdarzają się one zbyt często, a wręcz coraz rzadziej.
Każda taka sytuacja, to dla nas coś nowego, coś czego jeszcze nie przeżyliśmy. Coś nieznanego, więc odruchowo staramy się do nich nie dopuszczać. I to nie chodzi tutaj tylko o nagromadzenie ciężkiego kalibru problemów, dylematy moralne, rozmowy z teściami czy ślub. Staramy się unikać nawet tak błahych rzeczy, jak kontakt z nieznajomym człowiekiem. I to nie tylko w kontekście nawiązywania nowych znajomości np. w pociągach, ale codziennych, najbardziej prozaicznych sprawach. Dlatego jesteśmy w stanie wybierać markety nad małe sklepiki, mimo wyższych cen, a jedzenie zamawiamy przez internet, nawet jeżeli to nie do końca to co chcieliśmy zjeść.

Jak zwykle ludzie psują wspaniałą kompozycję wchodząc w kadr.
Co gorsza rodzice odcinają swoje dzieci od mierzenia się z nieznanymi problemami, poprzez ich wyręczanie. Wydaje im się, że roztaczają nad swoją pociechą delikatny parasol ochronny, a tak naprawdę zamykają je w ochronnym kokonie, w pleksiglasowym sześcianie, do którego wszystkie nowe bodźce dochodzą zniekształcone i rozmazane niczym bohomazy Van Gogha. I na każdy z nich dzieci reagują tak samo — powiedz rodzicom i problem rozwiązany. W ramach dbania o swoje pociechy rodzice wyrządzają im krzywdę, są niczym odwrotność Mefistofelesa, są odwieczną siłą co dobra pragnąć, zło wciąż czyni. Swoim własnym dzieciom.
I to jest bardzo zły zwyczaj, bo rośnie później pokolenie osób ze zwolnieniami z WF, zaświadczeniami o dysortografii, nieumiejących przyszyć sobie guzika, a tym bardziej starać się i walczyć o swoje. Osób, które po napotkaniu pierwszej trudności odpuszczą, bo wszystkie problemy zawsze się rozwiązywały same. Osób, których nikt nigdy nie nauczył, że trzeba próbować, aż do skutku, a i tak nie zawsze się udaje. Zresztą takie tendencje można bardzo łatwo zauważyć chociażby na przykładzie poziomu trudności gier komputerowych — bardziej przypominają interaktywny film, niż wyzwanie dla czegokolwiek innego niż portfela.

Taka sobie fotkę strzeliłem, to się pochwalę.
Inteligencja
Jest to takie popularne słowo. Próbowano dokładnie określić co to jest, oszacować zakresy, oceniać ją na podstawie testów, ale to nie jest wcale miarodajny wynik. Umiejętność dopasowywania schematu zmieniania się symboli nie jest wyznacznikiem inteligencji, tylko wskaźnikiem umiejętności dopasowywania schematu zmieniania się symboli. Zresztą nadużywa się tego słowa, teraz to wszystko może być inteligentne — pralka, kuchenka, telewizor, odkurzacz i coraz więcej przedmiotów, niestety ludzi coraz mniej.
Inteligencją określiłbym umiejętność rozwiązywania problemów. Różnych. Każdych. Nowych i niespodziewanych głównie. I wcale nie jest tak, że człowiek się rodzi z określoną wartością tej cechy i przez całe życie będzie na nią skazany. Inteligencja jest cechą, którą można rozwinąć poprzez pracę nad nią, lub znalezienie odpowiednich grymuarów.

Tu już jest bez ludzi.
Będąc w podróży, o ile nie wykupiliśmy all inclusive, wystawiamy się na takie sytuacje. Próbujemy znaleźć bus z lotniska, żeby nie płacić 50 razy więcej za taksówkę. Targujemy się z miejscowymi, żeby nie przepłacić za powszechne i tanie towary. Dogadujemy się w obcym języku, którego wcale nie znamy najlepiej. Kąpiemy się w zimnej wodzie, albo śpimy a ziemi, bo nie mamy innych możliwości.
Uczymy się tego, że z każdej sytuacji można znaleźć wyjście. Uczymy się zaradności, czegoś czego moglibyśmy się nauczyć bez wyjeżdżania, tylko z powodu wygody nie chce nam się. Doskonale to rozumiem, bo w komfortowych sytuacjach mi też się nie chciało.
Ale teraz muszę.
Jak podobają się wam zdjęcia, to zapraszam na instagrama.