„Cześć, a może dzień dobry? Nigdy nie pisałem sam do siebie i nie wiem jak zacząć. Dlatego po prostu opiszę jaki jestem, co jest dla mnie ważne, o czym marzę, jaki chce być…”
Dotyk dzieciństwa
Mam w domu segregator podpisany pamiątki. W środku przechowuję wszystko co kiedykolwiek miało dla mnie znaczenie i zmieściło się w nim. Wiele z tych przedmiotów, w strumieniu mijającego czasu, straciło dla mnie znaczenie, nawet nie pamiętam dlaczego je tam umieściłem. Inne zaś są wyjątkowo ważne i nie wydaje mi się bym kiedykolwiek o nich zapomniał.
Znajdują się tam m.in. zeszyt w którym czyniłem pierwsze, nieudane próby pisania i rysowania sporo przed pójściem do szkoły, kartkówki z początku podstawówki, gdzie Pani obcięła mi pół punktu za napisanie nazwiska z małej litery, bilety na koncerty, liściki które wymieniałem z pierwszymi, prozaicznymi miłościami, bilety na komunikację miejską, dwa razy tańsze niż obecnie, przypinki z zespołami, które wiele lat spędziły na mojej kostce, bardzo nieporadny rysunek techniczny modelu katapulty stworzony w gimnazjum.
Można tam znaleźć naprawdę dużo pamiątek i sam dokładnie nie wiem co tam się znajduje. Nigdy nie robiłem przeglądu zawartości, ot czasem pooglądałem kilka rzeczy gdy dorzucałem nową. Aż do czasu gdy przypomniał mi się list do siebie z przyszłości.
Pamiętna nauczycielka
Działo się to w czasach gdy w polskim domu królowała paprotka na tle fototapety, kryształowe kieliszki z barku trzeba było myć przed świętami, a moje życie było pełne beztroski, mimo że myślałem zupełnie inaczej. W 3 klasie podstawówki wszystkie przedmioty prowadziła jedna nauczycielka. Skażony bezrefleksyjną wiarą w autorytety i przepełniony dziecięcą naiwnością nie byłem w stanie obiektywnie ocenić jej kompetencji.
Teraz wiem, że w żaden sposób nie powinna pracować z dziećmi, jak zresztą połowa grona nauczycielskiego z jakim się zetknąłem w kolejnych latach. Aczkolwiek dwa razy zdarzyło jej się przeprowadzić naprawdę interesującą lekcję. Raz mieliśmy narysować to co słyszymy, a puściła nam Edwarda Griega — W Grocie Króla Gór. Oczywiście musiała zepsuć podając nam tytuł, wszyscy narysowali grotę w górach.
Pamiętna lekcja
Drugą lekcją było napisanie listu do siebie z przyszłości. Sytuacja niecodzienna, gdyż praca nie będzie oceniana, a nawet czytana przez nauczycielkę, mamy ją zanieść rodzicom z prośbą o przechowanie. Powiadomiła nas na samym początku, co również było błędem. Po usłyszeniu tych słów spora część klasy potraktowała to jako wolną lekcję, ale nie ja.
Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad takimi sprawami, ale szybko uświadomiłem sobie konsekwencje dorastania. Za lat parę bądź naście będę zupełnie inny, a chciałbym pamiętać swoje marzenia i plany, zanim zweryfikuje je życie. Dlatego wśród powszechnego zdziwienia moich towarzyszy z ławki, postanowiłem się wyjątkowo przyłożyć do tego zadania.
Ująłem pióro w dłoń i kreśląc niewprawnie podręcznikowe litery, pierwszy raz zetknąłem się z problemem braku weny. Na szczęście szybko mi przeszło i zacząłem pisać. Pisałem i pisałem, zadzwonił dzwonek, a ja dalej pisałem, jednak odruch bezwarunkowy już zadziałał, w końcu nie miałem nawet 10 lat. Skończyłem jak najszybciej i schowałem list z zamiarem niepokazywania go rodzicom.
Czasy współczesne
Od tego czasu minęło kilkanaście lat. W międzyczasie zdążyłem o tym zapomnieć, jednak wielkimi krokami zbliżała się chwila zakończenia edukacji i odebrania dyplomu wyższego wykształcenia. Przełomowy moment, po którym już nigdy nie będę taki sam. Postanowiłem napisać list do siebie z przyszłości, co przypomniało mi o istnieniu poprzedniego. Musiałem go odnaleźć. W końcu zdarzyła się okazja, wróciłem do domu i zacząłem po raz pierwszy dokonywać gruntownego przeglądu moich pamiątek. Spędziłem tak kilka godzin pełnych wzruszeń, śmiechu i nostalgii.
Listu nie znalazłem.
Nie istnieje żadne inne miejsce, w którym mógłby być schowany. Nie po tylu latach i przeprowadzkach. Po prostu przepadł. Mimo to wciąż zdarza mi się marzyć, że pewnego dnia znajdę go gdzieś wśród pamiątek.
Kolejny list
Wziąłem się za pisanie kolejnego. Usiadłem przy swoim starym, dość sporym biurku, przygotowałem sobie papier kredowy, liniuszek, pióro. Proces pisania ręcznego jest czymś wręcz mistycznym. Przywiązując uwagę do swojego charakteru pisma, pisząc starannie, cyzelując każdą literkę, każde słowo, każde zdanie, tworzysz coś pięknego i zawierasz w tym pierwiastek swojego jestestwa. Na samym końcu oczywiście podpis. W końcu rytuały są ważne.
Oczywiście można napisać w notatniku i wrzucić plik na serwer w chmurze, jednak tym samym zamienimy ten proces w coś mechanicznego i codziennego, obedrzemy z wyjątkowości, nie wspominając o tym, że przy ręcznie pisanym liście nie mamy możliwości edycji treści. Zresztą odpowiedzcie sobie na pytanie: jaki list wolałbym przeczytać za 10 lat? Wyjęty z zalakowanej koperty, staranny i dopieszczony pod każdym względem, czy może niesformatowany plik tekstowy?
Zrób tak i ty!
Dlatego też apeluję do Ciebie drogi czytelniku. Poświęć kilka godzin i napisz list do siebie z przyszłości. Może to będzie pierwsza okazja żeby dokładniej zastanowić się nad swoim życiem i przyszłością. Może już wiesz dokładnie jaką masz wizję, ale za kilka lat jej obraz może się rozmyć i wtedy będziesz mógł sobie o tym przypomnieć. Napisz co tylko przyjdzie ci do głowy, Twoje chęci, marzenia, namiętności, plany.
Piszesz tylko do siebie, więc nie będę mówił co masz tam napisać — sam wiesz najlepiej.
Napisz, a następnie żyj tak, żeby nie było Ci żal niespełnionych pragnień, marzeń i ambicji, gdy po latach przeczytasz ten list.