Ostatnimi czasy sprawdzałem jak to jest być wędrowcem, więc spędziłem miesiąc podróżując po Włoszech. Bez większego doświadczenia w podróżach nie miałem pojęcia co może mnie spotkać, ani jakie poniosę koszty podczas podróży.
Założenie podróży dość standardowe, przeżyć i wydać niezbyt wiele. Najdroższa jej część to transport i noclegi, więc tutaj najłatwiej o oszczędności. Do tego najłatwiej zbiera się o nich informacje — przecież to bilety + największe rachunki. Poniżej wypisałem koszty jakie poniosłem podróżując przez miesiąc, głównie po Włoszech. Gdyby ktoś kiedyś planował podobną podróż, będzie mógł się zorientować w kwestii wydatków. Każde miejsce opatrzyłem krótkim opisem miejsca, oraz co tam ciekawego się działo.
Przemieszczając się korzystałem z tanich biletów lotniczych, biletów na bus kupowanych z dużym wyprzedzeniem, blablacarów, a nawet autostop się zdarzył. W kwestii noclegów odwiedzałem znajomych, oraz miałem w końcu okazję skorzystać z drugiej strony couchsurfingu i zostać czyimś gościem. Czy też koczowałem na dworcu, też się zdarzyło.

Punkty w których się zatrzymałem zaznaczone dużymi kropkami.
Bytom — Wiedeń
środek transportu — 400 km, blablacar, 60 zł
noclegi — 6 nocy, u znajomych
Podróż postanowiłem rozpocząć bez rzucania się na głęboką wodę. W ramach noclegów u znajomych ponosi się koszty, takie jak nieprzychodzenie z pustymi rękoma, robienie zakupów, gotowanie, jednak nie będę tego liczył jako koszty noclegów. Wiedeń bez szału, fajna miejscówka wzdłuż rzeki, gdzie można wyżyć się artystycznie i malować po ścianach no i warto zobaczyć pałac Schönbrunn. Ale i tak bardzo mi się podobało, bo pojeździłem na longboardzie.
Wiedeń — Villach
środek transportu — 400 km, autostop
nocleg — 1 noc, poczekalnia na dworcu PKP
Znalazłem nocleg w Lublanie, oraz transport, niestety kierowca godzinę przed wyjazdem poinformował mnie, że jedzie jednak dzień później. Innych przejazdów nie było, za pociąg nie zapłacę 80 Euro, zostać już nie mogłem, więc pozostało tylko jedno rozwiązanie - autostop. Na hitchwiki znalazłem drogę wyjazdową, koło 17 ustawiłem się z kartką i czekałem kilka godzin. Zatrzymał się gość, który jechał odwieźć samochód do domu, a zaraz po tym wracał do Wiednia pociągiem. Posiedziałem z nim nad rzeką do północy, wypiliśmy piwo z browaru znajdującego się 200 m od stacji, a później poszedłem do poczekalni dworca koczować do 3 w nocy. Udało mi się skrócić dystans do Lublany z 400 do 100 kilometrów, więc i cena biletu spadła z ekstremalnego do akceptowalnego poziomu 25 Euro.

W Villach miałem okazję napić się miejscowego browaru. Nie jestem ani fanem piwa, ani fanem piwa, ani fanem Słowenii, skoro jednak mam już bloga, to się pochwalę.
Villach — Lublana
środek transportu — 100 km, pociąg, 25 euro
nocleg — 2 noce, couchsurfing
Początkowo w ogóle nie planowałem tutaj przyjeżdżać, więc nie miałem pojęcia czego się spodziewać. Jak na stolice jest to malutka mieścina, ledwie 250 tys. ludzi. Atrakcje dość szybko się skończyły i większość czasu spędzałem czytając, w różnych częściach miasta. Mój host był Azjatą z Kirgistanu i śpiewał po rosyjsku w Słoweńskiej edycji Mam Talent, ostatniego dnia który u niego spędziłem. Miałem również okazję znaleźć się na dachu centrum kultury rosyjskiej, bo poszedłem na próbę jego chóru.
I found a way to a roof in #ljubljana #Slovenia Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @zdzislawin
W Lublanie odwiedziłem również muzeum autostopu, gdzie wymieniłem karton z napisem Lublana, na pocztówkę. Prowadzi je Miran Ipavec, który sam przejechał trochę świata i wydał na ten temat książkę. Prócz map, zaznaczonych podróży, zdjęć i pamiątek z różnych miejsc, na ścianach powywieszane są nakrycia głowy. Każde z dopisaną ilością przejechanych kilometrów. Bardzo spodobał mi się ten pomysł.
A na mieście ludzie wszędzie zawieszają kłódki miłości. Wszędzie. Nie lubię tego pomysłu, po pierwsze wprowadza dodatkowe statyczne obciążenie na konstrukcji, co w przypadku mostów jest zjawiskiem wielce niezalecanym. Szczególnie, że kłódki do lekkich rzeczy nie należą, a wisi ich całkiem sporo. Po drugie nie chciałbym opisywać mojej miłości czymś, co można otworzyć śrubokrętem i spinką do włosów. No i po trzecie, ludzie zawieszają je gdzie popadnie, szpecąc tym samym miasto. Bo na moście to przynajmniej ładnie wygląda.
Lublana — Wenecja
środek transportu — 250 km, blablacar, 8 euro + 8 euro
nocleg — 3 noce, couchsurfing
Do Wenecji zajechałem z samego rana blablacarem, niestety tylko na lotnisko. Będąc dobrze przygotowanym do podróży sprawdziłem sobie dojazd z lotniska do miasta i miał być autobus regularnych linii w cenie 4 Euro. Na miejscu okazało się, że można kupić bilet w autobusie przyśpieszonym za 8 Euro, albo w autobusie regularnych linii za również 8 euro, super wybór. Z hostem umówiłem się dopiero na wieczór, więc miałem cały dzień na zwiedzanie. Okazało się, że drugi pasażer ma bardzo podobny plan dnia, do tego był już w Wenecji i może mnie oprowadzić. Będąc na miejscu, zdałem się na mojego przewodnika oraz na internet.
Wizytę rozpocząłem od znalezienia miejsca na śniadanie. Nie mogę pozostawić tak ważnej sprawy jak jedzenie, przypadkowi! Zawsze sprawdzam gdzie i co dobrego można zjeść. Tak i było tym razem. W ramach hołdu dla bezimiennych internautów za heroiczny wysiłek pisania opinii i komentarzu na temat usług, stworzyłem tekst „róbmy razem internety”. Samo miasto wygląda jak labirynt wypchany poruszającymi się w losowych kierunkach turystami. Na szczęście nie zgubiłem się — sposób numerowania budynków zasługuje na osobny akapit. Przechodząc na inną ulicę nie zaczynamy numerować budynków od 1, tylko kontynuujemy numery ze starej ulicy. Tym samym mamy zupełnie niezależne od ulic numery, które rosną aż do kilku tysięcy. O wiele łatwiej się zorientować w adresach, bo znajomość liczby jest całkowicie wystarczająca — po prostu należy iść w kierunku, w którym aktualny numer domu zbliża się do pożądanego. Nie trzeba znać nazw ulic, ani innej tajemnej wiedzy fachu listonosza.
Just another #bridge in #venice #italy Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika @zdzislawin
Wenecja — Bolonia
środek transportu — 150 km, blablacar, 8 euro
nocleg — 2 noce, znajomi
Tutaj spotkałem się ze znajomymi i one miały jakieś erasmusowe znajomości, więc było gdzie spędzić noc. Punktem kluczowym w tym mieście było zjedzenie spaghetti Bolońskiego. Choć nie był to zbyt ekscytujący, ani zapierający dech w piersiach plan.

Sam nie zrobiłem zdjęcia — źródło
Dodatkowo zobaczyłem bazylikę św Petroniusza z którą wiąże się ciekawa historia. Miała to być największa świątynia na świecie, jednak papież się na to nie zgodził. I nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie fakt, że budowa bazyliki była już w zaawansowanym stadium. Poradzili sobie jednak łatwo z tym problemem, po prostu stawiajać ścianę, która ucinała budynek. Niestety nie mam zdjęcia.
Do tego znajduje się tam posąg Posejdona, z którym również wiąże się ciekawa anegdota. Tym razem papież nie zgodził się na rozmiar genitaliów, który chciał wykonać rzeźbiarz. Podporządkował się on rozkazowi swojego zwierzchnika, jednak pozwolił sobie na drobny żarcik — patrząc pod odpowiednim kątem na posąg, jego kciuk imituje sporych rozmiarów prącie.
Bolonia — Florencja
środek transportu - 100 km, bus, 2 euro (kupiony ze sporym wyprzedzeniem przez internet)
nocleg — 1 noc, hostel, 19 euro
Florencja to jedno z moich ulubionych włoskich miast. Po pierwsze primo mają tam najlepszą kanapkę na świecie. Po chwili zastanowienia ten punkt wydaje mi się wystarczającym uzasadnieniem, więc nie będę pisał innych. Warto jeszcze wspomnieć o miejscowym streetarcie - działa tam artysta CLET.
Spaliśmy w kołchozie. Tzn. hostelu, gdzie w tym samym pomieszczeniu spało 20 osób. Do ostatniej chwili mieliśmy nadzieję, że jednak uda się na jakiś couchsurfing, lecz dziewczyny dostawały głównie dwuznaczne propozycje, a ja nie dostawałem odpowiedzi wcale. Tak bardzo wierzyliśmy w powodzenie, że zostawiliśmy bagaże w przechowalni dworcowej, inwestując w to 6 euro. Ktoś znajomy tam mieszkał, jednak warunki nie pozwalały mu nas przygarnąć, więc tylko nas oprowadził po mieście.
Florencja — Montecatini Terme
środek transportu — 50 km, pociąg, 6 euro
nocleg — 2 noce, hotel, 27 euro
Tutaj trafiliśmy z polecenia przypadkowego pasażera PKP. Florencja jest bardzo droga, więc lepiej pojechać do niedalekiej miejscowości turystycznej, ze słynnymi termami, gdzie będzie taniej. Faktycznie tak było, udało nam się znaleźć pokój 3 osobowy za 40 euro dziennie, więc zostaliśmy dwa dni. Na pobliskiej górze znajduje się miejscowość Montecatini Alto, do której prowadzą 3 drogi — ulica, kolej linowo-szynowa, oraz droga krzyżowa. Droga krzyżowa jest półdziką, drogą pod górę (około 250 m) przyozdobioną stacjami drogi krzyżowej.
Oczywiście wybraliśmy ostatnią, jak na prawdziwych turystów przystało. Nasza nazwa bardzo dobrze oddaje charakter tej drogi. Nie chce mi się pisać o mozolnie pokonywanych metrach nad poziom morza, więc wrzuce selfie zrobione na górze.

Montecatini Terme - Viareggio
środek transportu — 60 km, pociąg, 6 euro
Tutaj nie spędziliśmy nocy, a jedynie dzień. Na wieczór byliśmy umówieni z hostem w pobliskim mieście, więc postanowiliśmy plażować po drodze. Wcześniej nie było okazji, więc jak przystało na prawdziwego turystę spaliłem sobie plecy. W całej miejscowości była płatna plaża, 5 euro i miejsce na leżaku. Z których 98% wolne. Jedynie 20 metrów od strony portu było darmowe. I tylko ten fragment był co najmniej, hmm, nieapetyczny.

100 metrów to nie jest długość darmowej plaży, tylko odległość do niej. Jej długość to jakieś 10 metrów.
Na szczęście morze jest własnością wspólną i nie można żądać opłat. No i mieli tam naprawdę dobrą pizzę na wagę.
Viareggio — La Spezia
środek transportu - 60 km, pociąg, 6 euro
nocleg — 1 noc, couchsurfing
Jedna noc przejazdem, u włoskiego Waltera White’a, tylko włosów miał trochę za dużo. Prócz tego wszystko się zgadzało, też uczył chemii. Ugościł nas, a jakże by inaczej, pastą. Składników jednak nie wyjął z lodówki, ani ze spiżarki, lecz wyszedł do ogródka. Także zjadłem sobie makaron z cukinią, pomidorami i cebulą. We Włoszech ludzie w ramach podstawowego zestawu przypraw trzymają sól, pieprz i parmezan. Wspaniały pomysł.

Taki był widok z ogródka.
Cinque Terre
środek transportu — 20 km, pociąg, 12 euro
Cały dzień spędzony na spacerach po nadmorskich wioskach, podziwianiu kolorowych budyneczków, pokonywaniu setek schodów, narzekaniu na spalone plecy, wylewaniu decylitrów potu i robienia wszystkiego co przystało dobremu turyście. Zresztą napisałem o tym osobny post.
La Spezia — Parma
środek transportu — 120 km, pociąg, 11,25 euro
nocleg — 3 noce, znajomi
W Parmie mieszka znajoma, która erasmusowała w Krakowie, więc z miejscem do spania nie było problemu. Akurat padało wtedy, więc mieliśmy wspaniałą okazję i wymówkę, żeby odpocząć. Między przegryzaniem szynki parmeńskiej i parmezanu widziałem trochę miasta, jednak bez większego szału. Moją ciekawość przykuł nowoczesny trolejbus — w Polsce tylko w 3 miastach ostały się te wynalazki i myślałem, że prace nad tym rozwiązaniem zostały wstrzymane.

Robocop. Tzn trolejbus i to taki nowoczesny.
Z Parmy poleciałem na Sycylię. Ale o tym w drugiej części.
Miesięczna podróż po Włoszech część druga »
Miesięczna podróż po Włoszech część koszty »