Widziałem już Smoka Wawelskiego, drugą linię metra, i Jezusa w Świebodzinie. Czas na najnowszy ze skarbów narodowych — Pendolino. Wkurwiłem się przy tym strasznie.

Wpis ten zacząłem konstruować chwilkę przed przerwą w blogu, zanim jeszcze zasiliłem zacne grono bezrobotnych. Spędzałem wtedy piątek w Warszawskim Mordorze, jak tysiące innych korpo-mrówek wyczekując upragnionego fajrantu. Gdy udało mi się wyczekać wskoczyłem w wygodniejszy outfit i ogień na dworzec.
Najpierw automat biletowy. Preferuję nowoczesne rozwiązania, a wykluczenie z procesu czynnika ludzkiego jest tylko dodatkową korzyścią. Szanuję czas i pracę ludzi, którzy stworzyli to ustrojstwo, więc przeklikuję wszystko i dostaję komunikat, że ten konkretny bilet muszę zakupić w kasie, bo jest zbyt mało czasu do odjazdu. Na szczęście było to jednocześnie wystarczająco czasu, żeby biec na drugi koniec dworca i czekać kilkanaście minut w kolejce.

obecność gniazdek elektrycznych w pociągach jest tak wielkim wydarzeniem, że warto uwiecznić je zdjęciem
Podchodzę do kasy, wyciągam Chrobrego i rzucam na ladę. Do Krakowa raz Pani Kierownik, tą naszą dumą narodową poproszę. Oczami wyobraźni już widzę siebie, jak przekraczam siódme wrota peronu, wsiadam na Falkora i mknę z obiecującą prędkością podśpiewując „Don’t stop me now” Freddiego.
–Brak wolnych miejsc.
Co kurwa? — myślę sobie. W głowie przewijają się obrazy moich poprzednich doświadczeń, gdzie zadziwiającą ilość razy spędzałem koczując na korytarzach, przejściach czy też przed kiblem. Pani z kasy świdruje mnie wzrokiem bardziej niż ja jej wąsa i w ogólnym rozkojarzeniu pytam o to, co wydało mi się najbardziej prawdopodobne.
–Przepraszam, czy ja jestem w ukrytej kamerze?
Okazało się, że nie. Dowiedziałem się, że jest to pierwszy i na razie jedyny pociąg, w którym obowiązuje ograniczenie ilości sprzedawanych biletów. W pierwszej klasie również wszystkie miejsca wykupione. Najgorzej, że musiałem dowiedzieć się tego empirycznie, akurat kurwa wtedy, gdy bardzo mi się śpieszyło.

Lampka do czytania? Jeszcze bardziej zaskakujące niż gniazdko.
No trudno, tej sytuacji nie przeskoczę. Kupiłem bilet na kolejny, jadący za godzinę. Jechałem pierwszą klasą (jak się bawić, to się bawić), gdzie najprawdopodbniej wymagany był ubiór formalny, jednak na szczęście nikt mnie nie wyrzucił i jakoś dopendoliłem na miejsce.
Parę słów o pendolino
Pociąg jak pociąg. Jest kilka światowej klasy udogodnień, takich jak — nieopadające klapy do kibla, klimatyzacja, lampki koło siedzenia, gniazdka eletryczne, a nawet jakaś drobna przekąska w cenie biletu.

Bogactwo, część główna
Wifi jednak w dalszym ciągu pozostaje jedynie w zasięgu naszych marzeń, a i stukanie już nie to samo. No i cena też nie zachęca, ogólnie polecam skorzystać z innych środków transportu. Szczególnie, że trasa jest krótka, więc odpada jedyna zaleta podróży pociągiem.
Adnotocja
Wyobraź sobie, że jest u was w miejscowości knajpa, ale taka ostaniej ostatniej kategorii; gdyby kategorii było dziesięć, to ta byłaby knajpą dwunastej kategorii. Kilka brudnych stolików i popsutych krzeseł, jeden stolik z boku osłonięty czymś, co nazywało się kotarą, na ścianie logo lokalnego klubu piłkarskiego. Za bufetem gruby właściciel z gębą, za którą można było dać bez wyroku dziesięć lat więzienia. Przekraczając próg wiadomo, że poleje dla Ciebie piwo, inaczej nie masz po co wchodzić. Rzucisz 3 zł na ladę i możesz się cieszyć najgorszym sikaczem w najgorszej melinie.
Następnie wyobraź sobie, że przychodzisz po kilku latach nieobecności jesteś u siebie w mieście. Skrajne zmęczenie walczy o Twoją uwagę z wyschniętym gardłem i przypomina Ci się, że w promieniu kilku km nie dostaniesz niczego do picia, chyba że odwiedzisz znajomą spelunę. Wchodzisz z myślą, że będzie chujowo jak zawsze, ale zaspokoisz potrzebę z dołu piramidy Maslowa, kładziesz trójkę na ladę, a tu zonk.
Właściciel dalej ma parszywą mordę, ale po chwili zauważasz, że założył frak. Na browar musisz poczekać, bo tu się pija tylko z specjalnych, sygnowanych kufli, a aktualnie wszystkie zajęte. Podczas gdy pragnienie powoli Cię zabija. Tak się właśnie poczułem podczas swojej pierwszej podróży pendolino.
I mimo, że zdaje sobie sprawę, że dla usług w naszym kraju jest to krok w dobrym kierunku, to wkurwiłem się straszliwie. Zresztą dopóki nie będzie wi-fi w pociągach, to i tak nie można ich klasy określić inaczej niż niska. A cała ta przyjemność za tylko ponad 100 zł.