Nie chodzę często do kina, ale kiedy już idę, staram się wybrać film, którego oglądanie sprawi mi przyjemność. Niestety najczęściej spotyka mnie zawód.

Miasto grzechu
Dlaczego poszedłem na ten film? Nie ukrywam, że pierwsza część była rewolucyjna. Nie była to rewolucja na miarę druku, maszyny parowej, lub chociażby iPhone’a, raczej ta z mniejszych. Można stworzyć film, wzorowany na komiks i zrobić to dobrze. Opowiedzieć brutalną i brudną historię, osadzoną w mieście grzechu, gdzie jaskrawa krew odznacza się na czarno białym tle miasta spowitego dymem z cygar i luf.
Oglądnąłem ją sam, w nocy i do końca, a nieczęsto się zdarza, żeby choć jeden z tych warunków został spełniony. Postanowiłem sam sprawdzić, gdyż prócz sentymentu spotkałem się również z pochlebnymi recenzjami u Troyanna i na blogu StayFly.
Retrospekcja
Dawno, dawno temu, gdy byłem jeszcze małym kucem i nosiłem brodę równie imponującą jak wąs sprzedawczyni z warzywniaka, przechodziłem w życiu okres gier RPG. Nie chodzi tu o komputerowe, tylko takie, że grupa kilkunastoletnich zapaleńców spotyka się w piwnicach, czy na strychach, aby poprowadzić swoje postacie w fabule wymyślonej przez jednego z uczestników. Przy mojej pierwsze, a zarazem ostatniej sesji, osoba prowadząca rozgrywkę rozpoczęła od
W moich grach nie zdarzają się takie rzeczy jak wichura porywająca kłopotliwy przedmiot/osobą, ataki wyrostka robaczkowego, przypadkowe rykoszety, ani pioruny uderzające niewygodne postaci.
Nie zgadniecie co się wydarzyło. Chcieliśmy, jako gracze, zabrać meteoryt, który spadł na pole bohaterów wymyślonych na potrzeby rozgrywki. Okazało się, że w wraz z meteorytem przywędrował tam kosmiczny wampir i nie można było go zabrać, gdyż zaburzyłoby to scenariusz. Żeby nie spoilerować, mistrz gry zesłał piorun prosto w meteoryt.
Pioruny
Z tym filmem jest podobnie. Będąc w pełni świadom, że jest to adaptacja komiksu, spodziewałem się niecodziennych i niezbyt realistycznych wydarzeń. W tym przypadku mój limit został przekroczony już od pierwszych scen. Jestem w stanie zaakceptować nieuzbrojonego bohatera zabijającego uzbrojonych drabów, fakt, że wypadki samochodowe wcale nie są straszne i można po takim normalnie funkcjonować, a postrzały są porównywalne do otarć.
To jeszcze spoko, ale scena w której Marv zabija młodzieniaszków w dzielnicy prostytutek? W sumie to prostytutki zabijają ich strzelając z łuków, a następnie lina wprost z nieba oplata szyję ostatniego i następuje powieszenie. Film jest pełen takich smaczków.

Kto to pisał?
Do tego scenariusz. Główny motyw — Eva Green w roli femme fatale przesłania wszystkie inne opisywane wydarzenia. A szkoda, bo wcale ani rewelacyjna, ani trzymająca w napięciu. Choć pozostałe wątki niewiele nadrabiają. Bruce Willis jako duch obserwuje życie Nancy, która pijana tańczy w klubie mierząc do ludzi z broni. Boi się strzelić do Roarka, ale obiecuje sobie, że w końcu to zrobi, po czym tnie sobie twarz rozbitym lustrem.
Kolejny bohater to nieślubny syn senatora Roarka, który z niezachwianym oporem postanawia pokonać swojego ojca w karty, przez co ginie jego towarzyszka, a on sam kończy postrzelony i z połamanymi palcami. Nie przeszkadza mu to jednak, aby wrócić zagrać po raz kolejny i wygrać. W konsekwencji swego czynu ginie, jednak to nie jest ważne. Najważniejsze, że wygrał.
Mam niemiłe wrażenie, że scenariusz został bardzo zaniedbany. Doskonale rozumiem, że w przypadku wielu filmów o wiele ważniejsze są efekty/historia/uczucia/muzyka/cokolwiek, ale czy nie można było spędzić dodatkowej godzinki, żeby scenariusz był zjadliwy?
Komiksy i cycki
Wypisałem trochę niepochlebnych opinii, więc czas powiedzieć coś miłego. Udało się utrzymać ciężki, przytłaczający klimat miasta grzechu, który wciągnął mnie od pierwszego wejrzenia. Świetnie się komponuje z komiksowym wyglądem filmu. Do tego wszystkiego jeszcze postać Marva. Dlatego tym smutniej mi z powodu tego, czym druga część nie jest. Do tego zastosowali prosty chwyt zwiększający zainteresowanie — cycki celebrytki. Co o tym sądzę pisałem TUTAJ.
Werdykt
Jeśli pragniesz poznać niebanalne, równoległe, splatające się historie, bez absurdalnych scen, osadzone w niepowtarzalnym i niepowtarzalnie zepsutym świecie, to nie oglądaj Sin City 2 A Dame to Kill For, nie ma sensu tracić czasu. Ah, polskie tłumaczenie tytułu jak zwykle w formie.
O wiele lepiej po raz kolejny zobaczyć jedynkę.