W ogóle Kambodża. Nigdy mi nie przyszło do głowy, że mogę znaleźć się w takim miejscu, no ale byłem. I skoro zapłaciłem już 30$ wjazdowego za wizę do kraju, to chciałem to wykorzystać jak najlepiej, a przynajmniej choć trochę. Zobaczenie świątyni, której podobizna widnieje na fladze Kambodży łapie się do tej kategorii jak nic innego.
Kompleks świątynny jest położony niedaleko miasta Siem Reap, a kasa biletowa kilka kilometrów od jednego i drugiego. Zamysłem projektanta jednak nie była chęć wyznaczenia trójkąta równobocznego, a zapewne wspieranie lokalnej społeczności kierowców tuktuków (motorotaksówek). Po bilet trzeba się udać osobiście, gdyż musi się na nim znaleźć aktualne zdjęcie facjaty.
Bilety można kupić na jeden, trzy albo siedem dni. Oczywiście cebula mocno, więc wybrałem tylko jeden dzień, który kosztował 37$. Dzięki bogom, że nie pokusiłem się na nic więcej. Bo o ile kompleks faktycznie jest ogromny i faktycznie trzeba kilku dni żeby wszystko zobaczyć, to problem jest taki, że to wszytko jest do siebie dość podobne. Bardzo podobne, do tego stopnia, że po spędzeniu kilku godzin na jeździe z jednej świątyni do drugiej i oglądanie podobnych konstrukcji na zmianę ze stertami kamieni, kolejne punkty zwiedzania przestały mnie interesować.
Podczas tej rozrywki temperatura dochodziła pod 40 stopni, co wcale nie umiliło sprawy. Wręcz przeciwnie, zastanawiałem się czy umysł nie płata mi żadnych sztuczek, czy to przypadkiem nie seria powtarzających się Déjà vu, czy może egzotyczna wersja dnia świstaka, czy może po prostu mnie przegrzało i pomieszały mi się zmysły.
–Drogo,
–Gorąco,
–Można zacząć kwestionować własną poczytalność,
+Odhaczone, mogę się teraz chwalić „a Kambodża, byłem, widziałem”,
+Kupiłem tam kolejny hamak. Lubię hamaki,
+Nowe zdjęcie profilowe.

Najsłynniejsza świątynia, to właśnie ona nazywa się Angkor Wat, więc domyślnie nazywa się tak cały kompleks. Jest dość tłocznie.

Nawet małpy są.

Jeszcze jedno ujęcie.

Jakaś inna świątynia, a może ciągle ta sama.

Płaskorzeźby przedstawiające sceny z indyjskich eposów. Nawet kolory jeszcze trochę trzymają po prawie tysiącu lat.

To już chyba prawie na pewno inna świątynia. Poza strzelanie z łuku gwarancją, że wyjdziesz przyzwoicie na zdjęciu z daleka.

O, to jest druga świątynia, więc wszystkie poprzednie zdjęcia musiały być z Angkor Wat.

Też mieli swojego Świętowida.

Kojarzyłem skądś te korzenie wrastające w skały świątyń, fajnie że miałem okazję je zobaczyć.

Jedna z ostatnich świątyń na naszej małej trasie. Niewielu tutaj dotrwało.

#Pokazmorde