Zasiliłem zacne grono ludzi bezrobotnych, umowa na mieszkanie w Budapeszcie kończy się pod koniec miesiąca, więc przyjdzie wracać do kraju na najbliższe miesiące. Bardzo się cieszę z tego faktu, teraz nie tylko będę mógł znów kupować sobie jogurty o smaku tarty malinowej z biedronki, ale też niezobowiązująco porozmawiać ze sprzedawczynią.
Kosmopolitański small talk
Zagranico w sklepie mogę się porozumiewać migowo, a największym odpowiednikiem towarzyskich small talków było udawanie Węgra w kamienicy gdzie żyję. Nauczyłem się paru prostych zwrotów — proszę, dziękuje, dzień dobry, nie wiem. Kombinacja powyższych w połączeniu z nieokreślonym ruchem ręki pozwala urwać prawie każdą konwersację. Niech myślą, że jestem swojak.

Photo credit: alant79 / Foter / Creative Commons Attribution 2.0 Generic (CC BY 2.0)
Nie przewidziałem, że będę miał starszą, psychiczną sąsiadkę, która uwielbia pogaduchy. Co najmniej raz w tygodniu upewnia się, czy aby na pewno nie nauczyłem się madziarskiego, na wszelki wypadek powtarzając głośniej i wolniej trudniejsze wyrazy. Także cały misterny plan w pizdu.
Ogólna niechęć do rozmów
I nie chodzi tylko o pytanie o czas, drogę, czy pomoc, bo prawdziwy mężczyzna zawsze wie która godzina, jak dojechać, nie czuje głodu, chłodu i doskonale sobie sam poradzi. Chodzi mi o jakikolwiek przejaw dialogu.
Żyjemy w miastach o coraz większej gęstości zaludnienia, jednocześnie się izolując. Zakupy w sklepie samoobsługowym, kasy samoobsługowe, randki w sieci, jedzenie zamawiane przez internet. Ograniczamy kontakt z czynnikiem ludzkim do minimum, a gdy już wystąpi, czujemy się niezręcznie. Odtwarzamy więc standardowy algorytm, maszynowy cykl wyuczonych zwrotów, dzień dobry, proszę, dziękuję, do widzenia, byle w oczy nie patrzeć. Wzrok wbić w podłogę i przetrwać, do końca już niedaleko.
Wszystko co trzeba załatwione, bez rozmowy.

Ochrona budynku. Lepszą nazwą byłoby „oficjalny odbiorca niezręcznych, porannych powitań”. 9gag
Co gorsza nie zamieniamy ani słowa z ludźmi, których widujemy codziennie. Te same twarze w oknach, w tramwajach, w sklepach podwórkowych, na podwórkach ludzie ochrzczeni od imion swoich czworonogów. Widujesz ich częściej niż celebrytów w TV, lecz są dla ciebie bardziej obcy. Wszystkich nie poznasz, jednak miłe słowo czasem zamienić z jednym i drugim.
Nie musisz się przecież z nikim od razu spouchwalać. Z takiej rozmowy może wyniknąć zapoznanie kogoś nowego, choć jest to tylko skutek uboczny niewielkiego odsetka wszystkich sytuacji. Trzeba jednak pamiętać, że bez umiejętności przeprowadzenia krótkiego, niezobowiązującego dialogu raczej się to nie zdarzy.
Warto rozmawiać
Tkwi w nas dziwne przekonanie, że nie powinno się rozmawiać, a nawet odzywać do nieznanych osób. Bo tak się nie robi, nie powinno, wstyd nam to zrobić, a i strach często. A to właśnie możliwość interakcji z praktycznie nieograniczoną liczbą ludzi jest jedną z najbardziej interesujących rzeczy w życiu.
Od każdego można usłyszeć mądre słowo, ironiczny komentarz, lub przynajmniej zabawnę uwagę. Jeśli akurat nie w tej chwili, to kończysz rozmowę. Wiadomo, wystarczy dziesięć pierwszych słów, pięć pierwszych gestów.

Zdjęcie lady z wędlinami, z Florencji, z miejsca gdzie zjadłem najlepszą kanapkę na świecie.
Ci ludzie w większości tkwią zawieszeni w wirze swoich obowiązków i każda okazja do rozmowy jest dla nich jak wynurzenie się po haust świeżego powietrza. Jeśli przyjdę do mięsnego i spytam Panią Halinkę, która wędlina dobra i skąd to ona jest, to będzie jej miło, że ktoś się zainteresował i chętnie pomoże. –A Pan stąd? — Tak, tak, dopiero co przyjechałem. Muszę poznać najważniejsze osoby z okolicy, a Pani jako obsługa stanowiska mięsnego stoi wysoko w hierarchii.
Parę zwykłych słów, z delikatnym dodatkiem czerstwych żartów i porannego uśmiechu, zamieniam na plotki, oraz wiedzę o dostawach najlepszych wędlin.
Ludzi jest miliardy i każdy z nich jest dowodem, że warto rozmawiać.