Sequel na jaki zasługujemy, a jakiego nie potrzebujemy. Wyjeżdżam do Azji.
Jak to zazwyczaj z drugimi częściami bywa, tutaj również wiadomo, że będzie gorzej. Taki terminator to na przykład to miał się fajnie — w dwójce było do dyspozycji o wiele więcej możliwości technicznych i lepsze warunki, no a jak u mnie to wygląda? Technologia niespecjalnie się zmieniła, a warunki są znacznie gorsze — mam tylko dwa miesiące. Skąd akurat tyle czasu i dlaczego w ogóle tam jadę?
Ja po prostu nie jestem dobry w robienie krótkoterminowych wyjazdów. Nie lubię i nie chce mi się. Nie chce mi się przejmować napiętym harmonogramem, biegać po okolicy, żeby wszystko zdążyć, śledzić zegarek, rezerwować hostele i sporządzać listy rzeczy do zobaczenia. Jednak gdy ktoś bierze planowanie na swoje barki, to chętnie pojadę, a jestem bardzo ugodowym towarzyszem. Sam fakt, że nie muszę się tym przejmować sprawia, że zgodzę się praktycznie na wszystko i chętnie wszędzie pojadę. No, ale samemu sobie planować krótkie podróże to nie.
Druga kwestia jest taka, że polubiłem nurkowanie. Bardzo polubiłem, wręcz jedna z najlepszych rzeczy i najciekawszych doświadczeń w życiu. Jedno z najbardziej kompleksowych doświadczeń, bo angażuje intensywnie wszystkie zmysły i jest zupełnie alternatywnym światem, w którym musimy nauczyć się przebywać, przy czym wszystko działa tam inaczej. Zupełnie inna fizyka nas obowiązuje, bo ciecz wokół nas ma znacznie większą gęstość. Jest się w całkowicie obcym świecie i tam jest jeszcze życie i to bujne, fauna i flora. No po prostu jest to jedna z najlepszych rzeczy, jakie można doświadczyć w życiu. Naturalną konsekwencją takiej opinii powinny być starania aby móc doświadczyć tego więcej.

W ramach fuzji dwóch poprzednich akapitów bardzo łatwo wychodzi nam dłuższy wyjazd, najlepiej gdzieś daleko i żeby nurkować.
Trzeba więc było działać. Na szczęście początkowe akcje są wyjątkowo proste i nieangażujące. Na początku roku zapytałem przełożonego czy mogę połączyć urlopy z 2018 i 19, żeby wziąć grudzień i styczeń wolny. Takie rzeczy z wyprzedzeniem, bo niefajnie spędzić lato w pracy, a potem sobie nie powajażować za bardzo. Dostałem ten urlop, już nawet jakiś czas temu — kilka drzwi się otworzyło, inne się zamknęły. Przecież nie zostanę na 2 zimowe miesiące urlopu w Europie. Trochę czasu zajęło mi wyszukanie informacji i podjęcie decyzji, ale już wiem wystarczająco żeby wybrać najlepsze z drzwi.
Już od jakiegoś czasu chciałem pojechać do Azji, a najbardziej kojarzonym z nurkowaniem krajem jest Tajlandia, nie tylko jaskiniowym. Miejscówki nurkowe są na południu kraju, więc tam skierowałem swój wzrok. Śledziłem ceny biletów i utrzymują się stabilnie w cenie 1300 zł za bilet z Pragi do Phuket. Nie pozostało nic innego jak go w końcu kupić i zaplanować sobie choć ścisły początek podróży.
Pierwsze 2 dni spędzę na zaaklimatyzowaniu się, następne 2 tygodnie na nurkowaniu, a potem ruszę na Bangkok żeby zobaczyć co tam jest w okolicy. Następnie z 2 tygodnie na Kambodżę, potem do Wietnamu, na Saigon i wzdłuż wybrzeża i całego kraju motorem dostać się do stolicy Wietnamu — Hanoi, skąd będę wracał do Europy. Taki bardzo ogólny szkielet, ze szczegółami zaczekam aż będę na miejscu. A z tym jak wyjdzie to zobaczymy w styczniu.
I pomimo, całego doświadczenia podróżniczego i tak się boję. I tak mi się nie chce. Nie czułem entuzjazmu oglądając potencjalne hostele, sprawdzając mapy, czy kupując bilety, wręcz przeciwnie — strach i stres. Ale tak to już chyba jest, a już na pewno ja tak mam. Po prostu podjąłem decyzję że to jest najlepsza rozrywka jaką mogę sobie sprawić, więc wplątałem się w starannie uwikłaną przez samego siebie intrygę, która sprawi że będę pokonywał wszystkie przeciwności na drodze. Zobowiązałem się.
Będę leciał kilkanaście godzin, cierpiał pod palącym słońcem, będą mnie gryźć insekty, zresztą pewnie insekty będą wszędzie, do tego gorąc, małe siedzenia, ludzie czyhający żeby Cię naciągnąć na kilka dolarów, noszenie plecaka, nieznane języki, codzienne martwienie się posiłkami i czy będzie gdzie zrobić pranie, niehigieniczne toalety i w ogóle długo by wymieniać. Ale pojadę.
Wysiądę na miejscu, zostawię rzeczy w hostelu, kupię lokalne jedzenie na ulicy, usiądę pod innym niebem i wtedy mój cały wysiłek zostanie wynagrodzony. A potem wskoczę w nurt obcego życia, dam się mu porwać i przeżyję przygody, których opisanie roztoczy przed czytelnikami widok zamku z wejściówki Disneya. Taką mam nadzieję przynajmniej.
A nawet jeśli nie, to będę miał materiały żeby ponarzekać na blogu.